środa, 20 lutego 2019

Spotkajmy się w Poznaniu :)

Serdecznie zapraszam na spotkanie podczas targów książki w Poznaniu!


Dziewczyna z warkoczem

Nigdy nie oceniam książek po okładkach, czasami przy wyborze lektury sugeruję się tytułem. Zwykle do sięgnięcia po powieść kusi mnie albo nazwisko autora, albo opis okładkowy - choć ten czasami bywa zwodniczy. Kiedy jednak zobaczyłam na stronie mojego wydawcy zapowiedź poniższej powieści, to po prostu nie mogłam się jej oprzeć. Wszak sama jestem hm... dziewczyną (no dobra, trochę naciągnięte określenie) z warkoczem :)


Opis wydawcy:


Czy rozwód może okazać się najlepszą rzeczą, jaka spotyka kobietę?
Krystyna jest pewna, że jej świat się zawalił. Mąż, z którym od lat starali się o dziecko, pewnego dnia radośnie oświadcza, że zostanie tatusiem. Problem w tym, że mamusią nie jest jego żona, a sprzedawczyni z mięsnego.
Po wyrzuceniu wiarołomnego męża z domu kobieta postanawia otworzyć nowy rozdział w swoim życiu. Jego symbolicznym początkiem ma być wizyta w salonie fryzjerskim. Jakież jest jej zdziwienie, gdy zamiast znajomej fryzjerki w drzwiach wita ją przystojny nieznajomy.


Agnieszka Jordan-Gondorek w swojej debiutanckiej powieści zapewniła czytelnikom sporo wzruszeń. Niespełnione macierzyństwo i pragnienie posiadania potomstwa to temat, który na pewno poruszy wiele kobiet. Prócz tego autorka zaserwowała nam historię pięknej, braterskiej przyjaźni pomiędzy główną bohaterką, a chłopcem japońskiego pochodzenia, z którym dorastała Krystyna. Dla mnie szczególnie intrygujące były właśnie te wątki, które w naturalny i płynny sposób choć trochę przybliżyły mi zupełnie odległą kulturowo Japonię.
Powieść napisana jest przyjemnym, lekkim w odbiorze stylem. Zakończenie pozostawia w czytelniku delikatny niedosyt, aż chciałoby się, by autorka napisała kontynuację powieści i opowiedziała w niej, jak  Krysia poradzi sobie w nowej życiowej roli, oraz czy odniesie sukces w działalności artystycznej. Nic więcej nie chcę ujawniać na ten temat, gdyż nie chciałabym psuć czytelnikom lektury.

Serdecznie polecam!

Wydawnictwu Replika dziękuję za egzemplarz, który umilił mi kilka wieczorów.

niedziela, 17 lutego 2019

Dzień kota

Każdy, kto ma w domu mruczącego, czworonożnego futrzaka wie, że dzień kota jest tak naprawdę codziennie. Koty są wspaniałymi towarzyszami życia. Choć są niezależne, chadzają własnymi ścieżkami i na nic nie mają czasu, gdyż albo muszą sobie uciąć pilną drzemkę, albo muszą urządzić jakąś wariacką galopadę po domu, to jednak kochamy je za ich naturę.

Przemysław Kot, mój osobisty asystent, to niemalże typowy przedstawiciel kociego rodu. Zawsze znajduje się po niewłaściwej stronie drzwi i ma ochotę na przytulasy wtedy, kiedy mam do zrobienia coś pilnego. Często to on decyduje o przerwach w pracy. Zazwyczaj tylko wyczekuje na moment, gdy wstaję sprzed komputera. Od razu zajmuje miejsce, i czasami odnoszę wrażenie, że rości sobie do niego prawo. Oraz do tekstów napisanych w jego obecności - taki z niego asystent :)

Czasami moja praca wygląda po prostu tak:



czwartek, 14 lutego 2019

Spotkajmy się w Małkinii

Serdecznie zapraszam!


Radio Plus

Dzisiaj miałam przyjemność gościć w Radiu Plus, które objęło patronatem medialnym cykl "Nowe czasy". 15 lutego tuż po godzinie 19:00 będzie można posłuchać wywiadu, który przeprowadziła ze mną Agata Petela.

Dla słuchaczy Wydawnictwo Replika ufundowało kilka kompletów powieści - oczywiście wszystkie są z moimi dedykacjami.

On line: KLIK

Na stronie głównej należy poszukać przycisku "Włącz Radio"


a następnie wybrać miasto Kraków


Zapraszam do wysłuchania rozmowy :)




środa, 13 lutego 2019

Nowe życie powieści "Bańki mydlane"

Jakiś czas temu wspominałam o podpisaniu z Wydawnictwem Replika umowy na publikację II wydania powieści "Bańki mydlane". Jestem niezwykle szczęśliwa, że ten tekst ponownie trafi w ręce czytelników. Powieść zyska nową szatę graficzną, natomiast tekst pozostaje bez zmian.

Na stronie wydawnictwa już pojawiła się zapowiedź publikacji w terminie 9 kwietnia 2019 r.

A tak prezentuje się nowa okładka:


"Bańki mydlane" to powieść przeznaczona dla czytelników w każdym wieku, choć wiem, że po pierwsze wydanie bardzo chętnie sięgała młodzież. Blisko dwa lata temu otrzymałam od nauczycielki będącej jednocześnie bibliotekarką w IV LO w Łukowie, woj. lubelskie maila, którego fragment pozwolę sobie zacytować:

Książka "Bańki mydlane" cieszy się wśród młodzieży dużą popularnością, o czym świadczy jej wygrana w tegorocznej edycji akcji czytelniczej "Bitwa o książkę".
Osobiście jestem pod wrażeniem tej pozycji i w ogóle Pani twórczości, wyróżniającej sie na rynku księgarskim.
"Bańki mydlane" poleciłam niedawno jako lekturę biblioterapeutyczną podczas kursu biblioterapeutycznego na UP w Krakowie.

Żywię głęboką nadzieję na to, że również teraz historia Michaliny poruszy serce młodszych i starszych czytelników :)

Przeminą smutne dni

Wczoraj była premiera powieści "Przeminą smutne dni". Jest to drugi tom cyklu "Nowe czasy", stanowiącego bardzo luźną kontynuację sagi "Spacer aleją Róż". Po powieści z tego cyklu mogą śmiało sięgnąć te osoby, które nie czytały wcześniejszych pięciu tomów.


Tym razem jest to koniec nowohuckich historii. Pomimo bardzo ciepłego i pozytywnego odbioru całości, postanowiłam (przynajmniej na razie, bowiem czytelnicy już zaczynają prosić o więcej) pożegnać rodziny Szymczaków oraz Pawłowskich. Nie ukrywam, że bardzo się z nimi zżyłam. Na napisanie tego cyklu poświęciłam grubo ponad dwa lata wytężonej pracy.



W tym miejscu chciałabym podziękować Wydawnictwu Replika za niezwykle owocną współpracę. Właścicielom, pracownikom oraz współpracownikom wydawnictwa należy się gromkie:



Osobno chciałabym wyrazić wdzięczność wobec tych osób, które niestrudzenie podrzucały mi różne nowohuckie ciekawostki i fotografie, a także tym, które wykonywały piękne zdjęcia moim powieściom.



Dziękuję wszystkim czytelnikom, którzy przez siedem tomów spacerowali ze mną nowohucką aleją Róż. Wasze ciepłe słowa dodawały mi skrzydeł podczas pracy! To dla Was zasiadałam każdego dnia przed komputerem by tworzyć kolejne rozdziały i tomy tekstu.


Kolejny uśmiech przesyłam osobom, które przyczyniły się do promocji całego cyklu oraz jego poszczególnych części: przedstawicielom prasy, radia i telewizji, blogerkom recenzentkom oraz czytelnikom, którzy za pomocą mediów społecznościowych dzielili się z innymi osobami przemyśleniami i odczuciami po lekturze.


Wielkie czerwone serce należy się administratorkom mojego fanklubu działającego na Facebooku: "Fani książek Edyty Świętek" - dziewczyny, jestem szczęśliwa, że tak bardzo mnie wspieracie!



Słowa podziękowania należą się także moim bliskim, którzy z anielską cierpliwością znosili mnie w tym czasie. Przepraszam za każde przypalone danie oraz za to, ze wciąż terroryzowałam Was opowiadaniami o mojej pracy twórczej oraz nowohuckich ciekawostkach. Wiem, że nie macie o to do mnie żalu, ponieważ mój dom przesiąknięty jest na wskroś literaturą :)







poniedziałek, 4 lutego 2019

Spotkajmy się w Zarębach Kościelnych

Serdecznie zapraszam!


Jeszcze jeden uśmiech

W piątek otrzymałam kolejną przesyłkę z Wydawnictwa Pascal, a w niej powieść Magdaleny Majcher zatytułowaną "Jeszcze jeden uśmiech". O tym, że powieści Magdy bardzo lubię, pisałam już kilkakrotnie. O tym, że można po nie sięgać w ciemno także już wspominałam.

Zwykle mam w domu kilka książek do przeczytania i staram się zapoznawać z nimi w kolejności zakupienia, wymiany bądź otrzymania. Tak się jednak złożyło, że akurat w piątek skończyłam jedną lekturę i choć miałam inny plan - sięgnęłam po nowość.

Sięgnęłam i... przepadłam!

Zawsze powtarzam, że nie jestem targetem dla autorów książek o macierzyństwie, które zazwyczaj są zbyt słodkie i wyidealizowane. Większość autorek skupia się bowiem na zachwytach nad pulchnymi stópkami, bezzębnymi uśmiechami i wszystkimi rozkoszami jakie niesie ze sobą posiadanie dzieci. Ewentualnie dostajemy przerysowany obraz uciemiężonej kury domowej, która samotnie zmaga się z trudami macierzyństwa, podczas gdy szanowny małżonek ucieka z domowego zacisza pod pretekstem pracy na pełen zegar.

Magda już niejednokrotnie udowodniła mi, że potrafi spoglądać na każdy problem z głębszej perspektywy. Cenię ją za to, że podejmuje się trudnych tematów, a jaj powieści mają starannie przemyślaną fabułę.

W książce "Jeszcze jeden uśmiech" autorka mierzy się z fenomenem współczesnych czasów, czyli wojną matczyno-matczyną - swoistym novum, które zaczęło "kwitnąć" wraz z rozwojem sieci internetowej.

W tym miejscu pozwolę sobie na osobistą dygresję.
Moje jedyne dziecko przyszło na świat blisko dziewiętnaście lat temu. Jak wiadomo, dostęp do internetu był wtedy mocno ograniczony. Ba! Telefonia komórkowa właściwie raczkowała. Nie miałam do dyspozycji forów internetowych, nie istniały także współczesne dylematy: poród naturalny czy cesarskie cięcie, karmienie piersią czy butelką, kilkuletnia opieka nad dzieckiem czy powrót do pracy natychmiast po urlopie macierzyńskim. Było wtedy oczywiste, że obligatoryjny jest poród siłami natury, cesarskie cięcie wymagało wskazań lekarza (ewentualnie znajomości wspartych przez kopertę z banknotami o odpowiednim nominale). Karmienie? Tylko naturalne. Na butelkę można było przejść dopiero wtedy, gdy nie było pokarmu lub młoda mama wracała do pracy.
No właśnie: powrót do pracy!
Miałam to nieszczęście, że moje macierzyństwo przypadło na czasy, gdy standardem było wyrzucanie z pracy świeżo upieczonych mam. Ten los spotkał moje dwie biurowe koleżanki. Kiedy więc moja przełożona zadzwoniła do mnie ze słowami, że mam wrócić do pracy, bo kończy mi się urlop macierzyński - nie próbowałam z nią dyskutować, ani targować się, że za tydzień jest Boże Narodzenie, więc przedłużę czas spędzony z dzieckiem chociaż do Nowego Roku. Matki z przełomu lat dziewięćdziesiątych oraz milenium nie miały łatwo: poziom życia był znacznie niższy niż obecnie, nie mogłyśmy liczyć na pomoc ze strony pracodawców czy państwa. Nikogo nie obchodziło, co zrobimy z naszymi dziećmi. Brakowało żłobków i miejsc w przedszkolach a te prywatne były horrendalnie drogie. Nie miałyśmy także forów, na których mogłybyśmy dzielić się doświadczeniami i wiedzą, udzielać sobie wsparcia.
Ale z drugiej strony nie toczyłyśmy między sobą ze sobą wojen o to, która matka jest lepsza: rodząca siłami natury, czy przez zabieg, karmiąca piersią czy butelką itd.
Czyżby?
Nie do końca!

Wojna matczyno-matczyna trwa od zawsze. Odkąd istnieje rodzaj ludzki zawsze znajdują się jakieś doświadczone kobiety, które w kwestiach macierzyńskich pozjadały wszystkie rozumy. My, kobiety sprzed epoki forów internetowych dla mamusiek też byłyśmy poddawane surowej ocenie: przez nasze matki, teściowe, ciotki czy sąsiadki.

Zła matka karmiła butelką, nie wkładała dziecku czapeczki, gdy wychodziło na spacer, używała pampersów zamiast tetry, wracała do pracy zaraz po urlopie macierzyńskim, wychowywała jedynaka. Popełniłam wszystkie te grzechy - tak, z perspektywy doświadczonych życiowo mam peerelowskich byłam złą matką. Mimo udogodnień, jakie zafundowała nam rozwijająca się prężnie gospodarka rynkowa: pampersów, różnych akcesoriów, szerokiego dostępu do poradników, byłyśmy kiepskimi matkami w ocenie kobiet, które musiały z pietyzmem wychowywać gromadkę dzieci, pracować zawodowo i stać w gigantycznych kolejkach. Bo każde pokolenie ma swój sposób oceniania i uważa, że to ono ma rację.

Magda Majcher w swojej najnowszej powieści - premiera była zaledwie kilka dni temu - po mistrzowsku mierzy się z wojną matczyno-matczyną. Kreśli portrety zupełnie różnych kobiet, z których każda ma własne, bardzo indywidualne podejście do macierzyństwa. I, co zasługuje na szczególną pochwałę, Magda nie ocenia żadnej ze swoich bohaterek. Nie ukazuje wyższości matek "chustowych" nad matkami pracującymi. Dyscyplinujących nad kochającymi. Jako narrator jest tylko obserwatorem, który w obiektywny sposób opisuje rzeczywistość.


Fabuła powieści to nie tylko spory rodem z forów internetowych przeniesione do realnego świata, ale również porywające historie poszczególnych postaci: nowoczesnej samotnej matki, kobiety wielodzietnej obciążonej ponad swoje siły, żony podejrzewającej męża o zdradę, czy dorosłej córki, która mimo że sama jest mamą, wciąż podlega intensywnej kontroli rodzicielskiej ze strony własnej, nadopiekuńczej matki.

Spójrz, jak dzisiaj postrzegana jest wielodzietna rodzina. W opinii społeczeństwa jesteśmy patologią.

Więź, którą nawiązuję przez cały czas z moją córką, będzie relacją na całe życie. Nie chcę, by w dorosłości myślała, że w dzieciństwie bardziej mogła liczyć na swoją babcię niż matkę.

Urzekło mnie to analityczne spojrzenie na problemy dzisiejszego macierzyństwa.

Z perspektywy własnych doświadczeń muszę przyznać, że trochę zazdroszczę współczesnym mamusiom. Sposób postrzegania ciąży, porodu, połogu i wychowywania dzieci uległ radykalnej zmianie na przestrzeni ostatnich dwudziestu lat. Owszem, wciąż słyszymy o traumach związanych z nieludzkim podejściem do rodzącej kobiety, lecz odnoszę wrażenie, że teraz są to skrajności. W czasie, gdy ja rodziłam, standardem było, gdy kobieta usłyszała od położnej: No i co się tak nad sobą użalasz? Musi boleć! Urodzisz, to przejdzie. Standardem było też to, że rodząca mogła nie dostać nic do jedzenia i picia od momentu zgłoszenia się na izbę przyjęć aż do śniadania dzień po porodzie. Serio. Ja w szpitalu nie jadłam przez dwadzieścia cztery godziny, a gdy już popłakałam się z pragnienia, ktoś z wielką łaską i jadowitym komentarzem podał mi kubek wody. Teraz takie przypadki są piętnowane i nagłaśniane w mediach społecznościowych. Dziewczyny w stanie błogosławionym mogą dzielić się informacjami na temat położnych, lekarzy oraz szpitali. Wiele aspektów związanych z porodem jest przedmiotem świadomego wyboru.

Magda Majcher przenosi dyskusje mamusiek z portali internetowych w prawdziwe życie, i pokazuje, jak wielki potencjał tkwi w kobietach, nawet tak bardzo różniących się od siebie, gdy pojawia się sytuacja kryzysowa. Pięknym aspektem tej powieści jest zaprezentowanie problemu, który jednoczy panie o skrajnie odmiennych poglądach. Kiedy dziecko jednej z nich zaczyna poważnie chorować wszelkie animozje przestają mieć znaczenie.

Serdecznie polecam lekturę najnowszej powieści Magdaleny Majcher. "Jeszcze jeden uśmiech" - warto zapamiętać ten tytuł i po niego sięgnąć. Myślę, że to obowiązkowa lektura dla każdej kobiety - zarówno tej, przed którą dopiero pojawia się wizja zakładania rodziny, jak i dla mamy wychowującej swoją pociechę, a także dla babć - ku przestrodze, by pamiętały, że nie można zanadto wchodzić w kompetencje rodzica.

"Jeszcze jeden uśmiech" - zdecydowanie najlepsza powieść w dorobku Magdaleny Majcher.

Serdecznie dziękuję Wydawnictwu Pascal oraz autorce za premierowy egzemplarz.


piątek, 1 lutego 2019

Anioł na śniegu

Zgodnie z tradycją obowiązującą w moim domu w drugi dzień lutego zostaje rozebrana choinka, która wraz z innymi ozdobami świątecznymi zostaje wyniesiona na strych. Szkoda, że ten czas tak szybko minął - jakoś nie zdążył mi się jeszcze znudzić bożonarodzeniowy klimat.

Tak się złożyło, że na sam koniec okresu świątecznego została mi lektura powieści Joanny Szarańskiej "Anioł na śniegu".

Opis wydawcy:

Pełna ciepła, radości i wzruszeń opowieść o rodzinnej bliskości.
Gdy na girlandach migoczą lampki, a bombki błyszczą wszystkimi kolorami, mieszkańcy miasteczka czują magię świąt. To czas przebaczenia i domowego ciepła, kiedy najbardziej cieszą drobiazgi, a codzienne nieporozumienia przestają być ważne. W ten wyjątkowy, wigilijny wieczór nikt nie powinien być sam. Bo najcenniejsze, co mamy, to czas spędzony razem.
Pachnąca piernikami i jodłą kontynuacja "Czterech płatków śniegu", które tysiące czytelniczek znalazły pod choinką.

 


Ten, kto miał już styczność z autorką doskonale wie, że to nazwisko na okładce zawsze jest gwarancją dobrej zabawy, humoru i gagów sytuacyjnych. Jednocześnie można oczekiwać powieści ciepłej, otulającej serce i zapewniającej przyjemnie spędzone chwile. Nie inaczej było i tym razem. Joanna Szarańska zafundowała mi kilka wspaniałych wieczorów w gronie sympatycznych bohaterów. Mieszkańcy kamienicy przy ulicy Weissa w Kalwarii raz po raz pakowali się w zabawne tarapaty.

Serdecznie polecam tę powieść nie tylko na długie zimowe wieczory. Choć fabuła i okładka przywołują klimat świąteczny, to można sięgnąć po nią w każdej chwili. Nie ma chyba lepszego antidotum na zły humor czy stres :)