wtorek, 15 stycznia 2019

W życiu wcale nie trzeba być idealną

W ubiegłym roku nakładem Wydawnictwa Replika ukazały się dwa tomy z cyklu "Kobiety nieidealne". Pierwszą powieść "Magda" miałam przyjemność przeczytać jeszcze przedpremierowo, czego efektem jest moja okładkowa polecajka:


Kontynuacją "Magdy" jest powieść "Iza" opowiadająca o perypetiach rasowej ekskorposzczurzycy, która z pomocą przyjaciółek poszukuje swoich korzeni, a jednocześnie szuka nowego sposobu na życie.

Skąd takie zachwyty nad "Kobietami nieidealnymi"?

Ten cykl skradł moje serce właśnie dlatego, że sama mogę w jakiś sposób utożsamić się z jego bohaterkami. Nie mam tutaj na myśli konkretnej postaci, gdyż noszę w sobie cechy pochodzące z każdej z nich. Ale podoba mi się to, że powieści Małgorzaty Hayles i Magdaleny Kawki pozwalają wrzucić na luz. Żadna z nas, kobiet, nie jest idealną matką, żoną czy też panią domu. Jeśli ktoś sam o sobie tak twierdzi, to po prostu żyje w świecie iluzji lub zwyczajnie kłamie. Nie da się być idealną - to jest po prostu technicznie niemożliwe.

Dbam o mój dom i bardzo lubię owe "cztery kąty", w których mieszkam. Ale jednocześnie pozwalam na to, by mieszkający ze mną ludzie i zwierzęta czuli się komfortowo. A to oznacza kałużę wody spływającą spod butów stojących na ganku. Szklankę, której ktoś nie włożył do zmywarki, gdyż najpierw trzeba by ją rozładować. Kupkę rzeczy do wyprasowania wciśniętą na półkę w szafie. Porzuconą w nieładzie kurtkę. Kocie chrupki rozsypane koło miski. Drobiazgi, które łatwo można uporządkować...

Kocham moich bliskich, lecz zdarza mi się, że zwracam się do nich z jakimś nieparlamentarnym słowem. Czasami wynika to ze zmęczenia, czasami ze zwykłej irytacji.

Często wychodzę z domu bez makijażu. Nie podążam ślepo za modą. Niejeden fryzjer z dziką rozkoszą dobrałby się do mojego warkocza. Ktoś mógłby się dopatrzeć delikatnych tendencji do tycia...

Mam bałagan na biurku, ponieważ pracuję niemalże na pełen zegar. Nieunormowany czas pracy sprawia, że sprzątam biurko wyłącznie na niedziele. Wciąż muszę mieć pod ręką notatniki, kalendarz, jakieś książki, artykuły, mapy i inne drobiazgi. Często filiżanka po kawie stoi w sąsiedztwie opróżnionej szklanki.

Lubię napić się czasami wina. Zwłaszcza w dobrym towarzystwie.

Nie jestem ekspertem w każdej dziedzinie. Nie muszę być najlepsza, najmądrzejsza, nieomylna. Nie jestem okazem zdrowia. Taka właśnie jestem ja: Edyta Świętek - na wskroś prawdziwa i zwyczajnie nieidealna. Tak, jak bohaterki wykreowane przez pisarski duet Magdaleny i Małgorzaty.

Za co jeszcze pokochałam ten cykl: kobiecy, prawdziwy, pozbawiony zbędnych falbanek, koronek i upiększeń? Za dialogi, poczucie humoru i szczerość. Mogę śmiało stwierdzić, że jest to świetna współpraca dwóch wspaniałych kobiet. Co więcej - wiem, że dziewczyny pisały powieść naprzemiennie, po kawałku. Nie dopatrzyłam się w tekście miejsc, w których narracja przechodzi na drugą autorkę. Odbywa się to nadzwyczaj płynnie.

Kocham. Polecam. I czekam na kolejne tomy.


Zdjęcie okładek oczywiście też nieidealne - wszak jestem pisarką a nie artystką fotografem. Być może z tegoż powodu mój instagramowy profil jest nader ubożuchny.

Aktualnie jestem po przedpremierowej lekturze trzeciej części. "Joanna" zachwyciła mnie nie mniej niż jej poprzedniczki. Były łzy wzruszenia, ale był też szczery śmiech. Kilkakrotnie zaskoczeni domownicy zagadywali mnie o powód rozbawienia podczas lektury :)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz