Tegoroczne wakacje spędziłam wraz z rodziną nad naszym pięknym Bałtykiem. Trochę kapryśna aura sprawiła, że nie zawsze dało się pójść na plażę, ale dla takich amatorów wędrówek jak my nie było to żadnym zmartwieniem. Jak zawsze spędzaliśmy mnóstwo czasu wędrując po okolicy. Było także miejsce na nadrabianie zaległości w lekturach.
W tym roku w podróż pojechały ze mną dwie powieści: "Targowisko próżności" Williama Makepeace Thackeray oraz "Więzy miłości. Juda nieznany" Thomasa Hardy'ego. Krótko mówiąc, postawiłam na klasykę brytyjską. Jak się okazało, był to słuszny wybór i miła odskocznia od literatury współczesnej, w której zaczytuję się na co dzień.
Powieść Hardy'ego uznałam za ważną i konieczną do przeczytania - już się nie dziwię, że w czasach jej premiery uznano ją za niemoralną i wręcz skandaliczną. Jest to lektura dla bardzo wymagającego czytelnika. Zagłębienie się w tok rozumowania postaci funkcjonujących niemalże półtora wieku temu jest sporym wyzwaniem. Sztywność dawnych obyczajów i gorset moralny, w który przyoblekano się na co dzień jest nam niemalże zupełnie obcy. Mimo to warto zanurzyć się w klimacie brytyjskiego purytanizmu.
Do "Targowiska próżności" przymierzałam się od lat, lecz jakoś tak niefortunnie się składało, że wciąż odkładałam lekturę na później. W ostatnich tygodniach za sprawą pewnego przemiłego pana, postanowiłam sięgnąć po książkę. Ułatwił mi to dział promocji Wydawnictwa Replika, obdarowując mnie pięknie wydanymi egzemplarzami.
Ach! Cóż to była za uczta literacka!
Smakowałam każde zdanie tej powieści. Porwała mnie zarówno fabuła jak i styl pisania Thackeray'a, którego wcześniej poznałam jako autora powieści "Pierścień i róża". Na czym polega fenomen "Targowiska próżności"? Ano na tym, że mimo upływu lat tekst wciąż pozostaje aktualny i do bólu prawdziwy. Pisarz prowadzi nas meandrami ludzkich namiętności, ośmiesza słabości i grzechy ogólnospołeczne.
Nie ma ludzi wolnych od wad. Jeżeli człowiek wiedzie nienaganny żywot, żaden pobożny moralista nie wytyka jego haniebnych błędów tak zaciekle jak jego krewni lub powinowaci. Znamy to? Znamy! Któż z nas nie padł ofiarą takiego niesłusznego napiętnowania? Ile razy motywy naszego postępowania zostawały poddawane surowej i krzywdzącej ocenie?
Miłość - od wielu wieków opiewana przez poetów, opisywana przez pisarzy na całym świecie. Uczucie piękne, wzniosłe, dodające skrzydeł. Lecz czy zawsze? Czyż miłość nie potrafi czasami zaślepić? Uczynić z zakochanych ludzi bezmyślnych głupców?
Niekiedy zakochany głuptas bierze oschłość za wstyd dziewiczy, tępotę za powściągliwość, kompletną pustkę za czarującą skromność, jednym słowem - gęś za łabędzia. Być może ta lub owa z moich miłych czytelniczek stroi osła w piękno i chwałę zrodzone we własnej wyobraźni: podziwia nudę jako męską prostotę, czci egoizm jako szlachetne poczucie wyższości, głupotę traktuje niby majestatyczną powagę i odnosi się do lubego tak jak błyskotliwa i piękna Tytania do pewnego tkacza z Aten.
Czy w dzisiejszych czasach miłość wolna jest od zyskowności?
Ale wy, mężczyźni, podziwiacie tylko ładną buzię! Pomyśl o pannie Grits! Ma pięć tysięcy funtów, widoki na znaczną schedę i znacznie więcej rozumu. (...) Gdyby była ładna, na pewno uważałbyś ją za szczyt doskonałości.
Żądza pieniądza? Grzech jak najbardziej współczesny. Czy zawsze miłość bliźniego powodowana jest czystą sympatią?
Ach, konto bankowe! Ileż godności przysparza sędziwej damie! Jak wspaniałomyślnie i tkliwie wybaczamy jej wszelkie wady, jeżeli jest naszą krewną! (...) Za jakże uroczą, poczciwą, miłą starowinkę uważamy ją wszyscy!
Na targowisku próżności (...) ciche utarczki o łup pośmiertny budzą często gorącą miłość między braćmi. Osobiście słyszałem o pięciofuntowym banknocie, który wniwecz obrócił serdeczną półwiekową przyjaźń dwóch synów tych samych rodziców, co dowodzi niezbicie, że miłość pośród ludzi światowych jest uczuciem szlachetnym i nad wyraz trwałym.
Próżność? Ulegają jej nie tylko panie:
Niejedna kobieta mogłaby (...) powiedzieć o tej lub innej przedstawicielce płci własnej; "Jest próżna jak mężczyzna!". Płeć brzydka jest równie żądna pochlebstw, równie grymaśna co do swoich toalet, równie dumna z własnych wdzięków, równie dumna ze swoich osobistych uroków jak największe pod słońcem kokietki.
Thackeray widzi nasze drobne sekrety:
Nie wiedzieć nic lub wiedzieć bardzo mało to na ogół przywilej męża. A ukrywanie tego lub owego leży w naturze żony. Łaskawe panie! ile z was ma suknie lub bransolety, których nie śmiecie pokazać lub nosicie z lękiem? boicie się i uśmiechami kokietujecie męża, który nie odróżnia nowej aksamitnej sukni od starej, sądzi, że to ta sama bransoletka co w zeszłym roku, nie wie, że mało efektowny żółty szal kosztuje czterdzieści gwinei (...).
Hm... Chyba powinnam w końcu powiedzieć mojemu małżonkowi o szafirowych szpilkach, które stoją w szafce na ganku...
Na ostatek prawda stara jak świat - pieniądze nie czynią ludzi kulturalniejszymi, nie przysparzają charyzmy ani autorytetu. Wszyscy znamy setki mężczyzn w dobrze skrojonych surdutach, dziesiątki posiadających maniery bez zarzutu, a nawet kilku niebywałych szczęściarzy, którzy, jak się to mówi, należą do śmietanki i poruszają się w najwęższych kręgach doborowego towarzystwa. Jak wielu jednak znamy dżentelmenów?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz