Ostatnio bardzo dużo dzieje się w moim życiu i, co tu dużo mówić, czasami pragnę by doba miała parę godzin więcej. Jako, że nigdy nie rozpisywałam się na ważne dla mnie tematy nie związane z literaturą, tak i tym razem pominę je milczeniem.
Z utęsknieniem czekam na wiosnę, ponieważ wiosna przyniesie mi upragnioną premierę piątego, ostatniego tomu sagi "Spacer aleją Róż". Do kompletu dołączy taki tom:
Coś się kończy, coś powinno się zacząć...
Dziwnie się czuję - poświęciłam tej sadze blisko dwa lata pracy. To miliony znaków wklepanych na klawiaturze, ułożonych w słowa, zdania, rozdziały. Godziny pisania, dokształcania się, czytania materiałów źródłowych. Zawsze intrygowała mnie topografia, architektura i historia Nowej Huty. Póki nie zaczęłam pisać sagi, nie miałam pojęcia, o ilu ciekawych sprawach związanych z tą dzielnicą Krakowa nie miałam pojęcia.
W szkole nie uczono nas zbyt gruntownie powojennej historii Polski. Uczęszczałam do podstawówki, a następnie liceum, w którym ten okres został potraktowany po macoszemu. A może wynikało to z luk w programie kształcenia? Trudno to roztrząsać. Uczyłam się więc na nowo. Wsłuchiwałam się w opowieści ludzi, którzy pamiętali czasy powojenne, czytałam wspomnienia, oglądałam kroniki filmowe. To był ogrom pracy.
Co czuję?
Jestem trochę zmęczona, gdyż ostatnie dwa lata były dla mnie nieprawdopodobnie intensywne. Już dawno obiecywałam sobie, że gdy tylko skończę pisanie piątego tomu, przeznaczę na relaks co najmniej jeden miesiąc: bez czytania opracowań, bez pisania nowych powieści. I poniekąd tak było, lecz i tak zabrakło czasu na wypoczynek, ponieważ szybko trzeba było zmobilizować się do pracy z moją wspaniałą redaktorką, Moniką Orłowską. Ach! Pomoc tej kobiety jest naprawdę nieoceniona! A miniony tydzień poświęciłam ostatniej korekcie przed drukiem.
Tak wygląda dziesięć rozdziałów piątego tomu sagi:
Już przeczytane, z naniesionymi ostatnimi uwagami - kilka dni wytężonej pracy dla moich cudownych czytelników :)
Jutro odpoczynek. I jeszcze przez kilka następnych dni - już się cieszę :)
Często pytacie mnie o to, czy saga będzie miała kontynuację. Otóż na razie nie chciałabym niczego deklarować i obiecywać, ale mam mnóstwo pomysłów, które nie zmieściły się w powieści. Wyszłyby z tego dwie, może trzy książki. Czy je napiszę? Czas pokaże.
W pierwszym planie saga miała zakończyć się fabularnie w 2018 r. Odeszłam od tego pomysłu z kilku powodów.
Po pierwsze:
Na początku lat dziewięćdziesiątych Nowa Huta, w której urodziłam się i dorastałam, została podzielona na kilka mniejszych dzielnic. Siłą rzeczy część mojej powieściowej rodziny wypadła poza jej obręb. Ja także obudziłam się pewnego dnia nie jako nowohucianka, lecz mieszkanka Bieńczyc. Nigdy nie przyzwyczaiłam się do tego podziału, i gdy ktokolwiek pyta mnie o to, skąd pochodzę, zawsze odpowiadam, że z Nowej Huty.
Po drugie:
Moi bohaterowie w wielu przypadkach są postaciami zaangażowanymi politycznie. Historia Polski po 1989 roku zawiera mnóstwo niedomówień i bywa różnorodnie interpretowana. Doszłam więc do wniosku, że nie chcę angażować się w pisanie o tematach, które dzisiaj dzielą Polaków. Uważam te podziały za smutne, krzywdzące i zbędne. Nigdy nie uprawiam polityki ani na blogu, ani na moim profilu Facebookowym. Wychodzę z założenia, że moja twórczość jest dla wszystkich - niezależnie od poglądów, wyznania i innych przekonań.
Po trzecie:

Gdybym chciała pociągnąć historię aż do współczesności, wymagałoby to dopisania kolejnego tomu lub tomów do sagi. Z Wydawnictwem Replika uzgodniłam publikację pięciu tomów. Tak zostało to zaakcentowane na okładce powieści "Cień burzowych chmur". Nie chciałabym, aby czytelnicy poczuli się w jakikolwiek sposób "naciągnięci" przeze mnie na zakup kolejnych tomów cyklu.
Uff... Ależ się rozpisałam! Jak nie ja na tym blogu :)
Co pozostaje?
Oczekiwanie na wiosnę.
Dzisiaj za moimi oknami pojawił się śnieg, choć jeszcze przed paroma dniami cieszyłam się ładną pogodą, słońcem i krokusami, które zaczęły rozkwitać.
A dzisiaj przyłapałam Przemysława Kota na tęsknym spoglądaniu przez okno. Chyba brakuje mu plamy słońca na podłodze salonu. Ostatnio wciąż tam się wylegiwał "kołami do góry".