Jakiś czas temu otrzymałam w prezencie od Wydawnictwa Replika
powieść p.t. Porcelanowy konik
autorstwa Helene Tursten − szwedzkiej autorki bestsellerowych powieści.
Bardzo lubię kryminały, szczególnie takie, w których
niemalże do ostatniej chwili nie wiadomo, kto jest sprawcą przestępstwa. Pod
tym względem powieść Tursten ani trochę mnie nie zawiodła i właściwie nie byłam
w stanie wytypować sprawcy morderstwa, a rozwiązanie zagadki okazało się
zaskakujące.
Porcelanowy konik jest
kryminałem rozpoczynającym serię o przenikliwej policjantce Irene Huss. Na
szczególną uwagę zasługuje tutaj kreacja postaci, zwłaszcza głównej bohaterki
oraz jej rodziny. Są to ludzie z krwi i kości, każde z nich posiada bogaty świat
wewnętrzny oraz system wartości. Autorka nie skupiła się w powieści wyłącznie
na wątkach związanych z przeprowadzaniem dochodzenia, ale zafundowała
czytelnikom również fabułę obyczajową. Policjanci badający sprawę zagadkowej
śmierci bajecznie bogatego biznesmena ożywają na kartach powieści, przeżywając
romanse, nienawidząc, prowadząc konflikty ze współpracownikami, a nawet
chorując. Tursten nie oszczędza wykreowanych przez siebie bohaterów, jak często
się to dzieje w filmach akcji. Policjant, który został poszkodowany w starciu z
gangiem motocyklistów Hells Angels, nie podnosi się po kilkunastu dotkliwych
ciosach i kopniakach, lecz trafia na oddział szpitalny. Nie mamy więc do
czynienia z mało wiarygodnymi Jamesami Bondami czy Dirkami Pittami, dzięki
czemu lektura staje się przyjemnie realistyczna.
Bardzo ważnym w moim odczuciu wątkiem, jaki został poruszony
w powieści, jest kwestia holocaustu i postrzegania go przez młode pokolenia.
Nie od dzisiaj wiadomo, że jest to temat negowany przez wielu ludzi.
– Nigdy nie było
obozów koncentracyjnych. To jest propaganda! – krzyknęła czerwona na twarzy
Jenny (…)
– Jak to? Kto
rozgłasza taką propagandę?
– Komuniści!
– A gdzie znajdują się
komuniści, którzy tak mocno trzymają się tego zafałszowania historii?
– Są… w ZSRR!
– Ale przecież ZSRR
już nie ma! Nie, nie masz racji. O obozach świadczą ci, którzy w nich siedzieli
i przeżyli. Nie ma ich wielu, ale żyją i mogą poświadczyć, że to nie jest
fałsz. (…) Ale dzisiaj nawet w ich ojczystym kraju są ugrupowania, które negują
to, co się wtedy wydarzyło. (…) Młodzi neonaziści twierdzą, że nie było żadnych
obozów. Gdyby wiedzieli o (…) okropnych cierpieniach…
Myślę, że każdy się ze mną zgodzi, że takie wzmianki w
literaturze służącej przede wszystkim rozrywce są bardzo ważne. Nie można
dopuścić do tego, aby ludzie zmarginalizowali istnienie tej okrutnej machiny do
mordowania ludzi, jaką były obozy zagłady. Ta świadomość musi pozostawać
pomiędzy ludźmi choćby po to, aby historia nie zatoczyła kręgu. Tylko pamięć o
tym niewyobrażalnym okrucieństwie może powstrzymać kolejne pokolenia przed
wszczynaniem konfliktów równie krwawych jak II wojna światowa.
Czy polecam tę powieść?
Oczywiście, że tak. Wiele osób znajdzie w niej coś
interesującego.
A przy okazji chciałabym choć minimalnie odczarować
motocyklistów – nie wszyscy jesteśmy aniołami śmierci :)
Nie przepadam za gatunkiem kryminalnym, ale po takiej rekomendacji, tę książkę zapisuję w moim "must have". A co do zdjęcia - Edytko, widziałam Cię na zdjęciach w różnych okolicznościach przyrody. I zawsze wyglądasz przepięknie. :-)
OdpowiedzUsuń