Nowa Huta jest szczególnie bliską mojemu sercu dzielnicą Krakowa. To właśnie tam urodziłam się i wychowałam. Czasami myślę o tym, że gdybym znowu miała zamieszkać w mieście, to chciałabym wrócić właśnie tam.
Dlaczego?
Ponieważ Nowa Huta jest piękna. Mam oczywiście na myśli najstarszą część tej dzielnicy - niezepsutą przez chaotyczne działania deweloperów. Na życzenie Stalina Nowa Huta została wybudowana wg planów, które miały wpasować ją w klimat i architekturę Krakowa. Stąd właśnie liczne arkady i wdzięczne zdobienia bloków-kamienic. Zawsze podobały mi się zabudowania w okolicy Placu Centralnego, gdzie bloki przypominały fortyfikacje, tworząc klimatyczne enklawy. Tam są całe osiedla, które w razie potrzeby (działań wojennych) można było szczelnie odgrodzić, a pod nimi ciągną się systemy bunkrów. W każdym takim osiedlu jest mnóstwo zieleni i przestrzeń, której brakuje nowszym obszarom miasta.
Wiosną Nowa Huta z moich wspomnień rozkwitała bzami, jaśminami, kalinami, a później dywanami róż.
Foto: M. Lasyk, źródło: http://fakty.interia.pl/malopolskie/news-30-kwietnia-dniem-nowej-huty,nId,1285608
Nowa Huta z lotu ptaka/fot. M. Lasyk
/Reporter
Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/malopolskie/news-30-kwietnia-dniem-nowej-huty,nId,1285608#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Nowa Huta z lotu ptaka/fot. M. Lasyk
/Reporter
Czytaj więcej na http://fakty.interia.pl/malopolskie/news-30-kwietnia-dniem-nowej-huty,nId,1285608#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox
Doskonale pamiętam te place zabaw, na których można było godzinami bawić się w gronie rówieśników. Nasze zabawy w "czterech pancernych", "podchody", "raz, dwa, trzy, baba-jaga patrzy", godziny zwisania z trzepaków, grania w gumę i klasy i w "państwa-miasta"...
Niezapomniany smak precli kupionych od staruszki sprzedającej je na przystanku tramwajowym.
Cytrynada, którą można było pić na wiele sposobów, przy czym sączenie jej przez słomkę było chyba najbardziej nudne...
Foto: www.nowahutanastarychzdjeciach.pl
Z przyjaciółmi chodziliśmy do kina Świt, nieco rzadziej do Światowidu. Spektakle wystawiane były w Teatrze Ludowym. Mieliśmy także Nowohuckie Centrum Kultury, gdzie zawsze działo się coś ciekawego. Zimą ślizgaliśmy się na łyżwach na stadionie "Hutnik". Latem można było popływać rowerkiem wodnym po zalewie. Spacery - Aleją Róż. Zakupy dla nas - w Świecie Dziecka. Lody na Placu Centralnym...
Pamiętam zakupy w Skarbnicy - największej nowohuckiej księgarni! Mama nigdy nie żałowała pieniędzy na książki dla mnie. Jechałyśmy razem na Plac Centralny i tam, w magicznym królestwie fantazji, mogłam wybierać do woli!
Ach... Wspomnienia...
A dzisiaj? Cóż pozostało z tamtych czasów?
W kultowym kinie Świt (tam byłam na pierwszej "prawdziwej" randce) zrobiono supermarket. Nie do wiary! W świątyni dziesiątej muzy rozpanoszyli się sprzedawcy majtek i oślizłych wędlin! Aleja Róż straciła swój pierwotny urok i charakter. Zmieniono nazwy ulic, zmieniły się sklepy. Skarbnica zionie ciemnymi, pustymi witrynami. Nawet precle smakują i wyglądają inaczej niż wtedy.
A może jest tak, że człowiek zawsze z sentymentem wspomina miejsca w których dorastał?
I jak u Mickiewicza oczyma wyobraźni wciąż widzi się
Kraj lat dziecinnych! On zawsze zostanie
Święty i czysty jak pierwsze kochanie,
Nie zaburzony błędów przypomnieniem,
Nie podkopany nadziei złudzeniem
Ani zmieniony wypadków strumieniem.
Nie śmiejcie się - ja naprawdę kocham Nową Hutę :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz