poniedziałek, 15 września 2014

Uwielbiam TAKIE poniedziałki :)

Kochane Czytelniczki, drodzy Czytelnicy!
Jest radość. Nie mogę jeszcze zdradzić wszystkich szczegółów, ale myślę, że mogę się już pochwalić :)
Dzisiaj podpisałam umowę na wydanie kolejnej powieści.
Póki co, nie wymieniam tytułu, jaki będzie nosić "supernowa", gdyż na razie mamy wariant roboczy. O ile mi wiadomo, będzie zastąpiony innym. Uchylę rąbka tajemnicy, i powiem tylko tyle, że tym razem będzie to... romans z wątkiem kryminalnym.

Z całego serca dziękuję wszystkim, którzy trzymają za mnie kciuki - to dla Was, Kochani!



I jak tu nie lubić poniedziałku?



PS. W ubiegły poniedziałek dowiedziałam się, że Wydawnictwo "bierze" mój manuskrypt :)


piątek, 12 września 2014

Spóźnione wspomnienie wakacji

Tegoroczny urlop minął wyjątkowo szybko. Dwa tygodnie przeleciało jak jeszcze nigdy, a mnie pozostał gigantyczny niedosyt oraz masa spraw, na które zabrakło mi czasu. Stąd też dopiero teraz mikro wspomnienie wakacji, z których wróciłam (bagatela) ponad trzy tygodnie temu.

Pogoda nad Bałtykiem to prawdziwa loteria - w tym roku wylosowaliśmy lekki chłodzik i lodowato zimną wodę, do której można wejść wyłącznie po kolana. Wprawdzie byli śmiałkowie, którzy zanurzali się bardziej (miedzy innymi mój nastoletni syn), ale ja jestem stworzeniem ciepłolubnym, więc nie dla mnie takie uciechy.



Zamiast zaplanowanego wylegiwania się na plaży i słuchania huku fal rozbijających się o brzeg, było mnóstwo pieszych wycieczek: do Władysławowa i Jastrzębiej Góry. Chodziliśmy po kilkanaście (i więcej) kilometrów dziennie. Zafundowaliśmy sobie też taką przyjemność:



Szkoda, że następne wakacje dopiero za rok. Nie mogę się już doczekać!
A niech no tylko pogoda nie dopisze...


...skrzyknie się zgraję wikingów :)

czwartek, 11 września 2014

O czytaniu w autobusie :)

Lubię patrzeć na ludzi w autobusie/tramwaju. Niektóre obiekty są naprawdę INSPIRUJĄCE :) ale nie w tym rzecz. Dzisiaj chodzi mi o osoby, które czas podróży skracają sobie czytaniem. Na podstawie moich obserwacji, można podzielić te osoby na kategorie:
  • Czytelnik o wyrobionym guście literackim - zawsze ma w dłoni książkę tego samego gatunku/autora/serii. Pochłania ją jednym tchem, jest nieczuły na bodźce, skupiony tak, że można do niego strzelać. Taki ktoś czyta bez względu na to, czy ma miejsce siedzące, czy stoi wygodnie o coś oparty, czy "zwisa" z uchwytu. Zdarza mu się "przejechać" przystanek, na którym miał wysiąść.
  • Szpaner - obowiązkowo musi afiszować się okładką ambitnego dzieła. Niekoniecznie czyta - czasem po prostu gapi się w tekst lub okno. Zawsze jednak dba o to, aby tytuł lub autor został dostrzeżony przez współpasażerów.
  • Uczeń - wertuje notatki/podręczniki/lekturę - zazwyczaj dość nerwowo.
  • Pracoholik (blee - nie lubię tego słowa) - nawet w środkach komunikacji miejskiej ma nos wściubiony w dokumenty związane z wykonywaną pracą. Zakładam, że czytanie dziennika ustaw nie jest jej/jego pasją.
  • Gadżeciarz - czyta - nieważne co - ważne, że z czytnika. Zazwyczaj skupiony. Czyta wyłącznie, gdy ma miejsce siedzące (zakładam, że w grę chodzi strach o urządzenie).
  • Kategoria nienazwana (miałam zamiar napisać "wszystkolub", ale to nie pokrywałoby się z prawdą). W ich rekach można znaleźć absolutnie wszystko: literaturę popularną, piękną, podręczniki (!?), książki kucharskie, różnej maści publikacje religijne (niekoniecznie katolickie), bajeczki itp. generalnie literatura totalnie niedostosowana do wieku i płci. Niemal każdego dnia jest to inna książka. Czasami czytają ze skupieniem - widać nieznaczne zainteresowanie. Kiedy indziej gapią się w tekst z ewidentnym wyrazem obrzydzenia na twarzy (Na boga! Po co się tak katować?!)

Tak się teraz zastanawiam, czy takie czytanie masowo, niemalże hurtem jest jeszcze przyjemnością? Czy można delektować się książką, gdy czyta się ich takie ilości? Czy ktoś taki czyta z uwagą, wnikliwie, delektując się treścią? Czy może po prostu "przelatuje" wzrokiem tekst, nie zagłębiając się w detale i nie wnikając w to, co autor miał na myśli?

Ot po prostu - jeszcze jedna myśl, która nawiedza autorkę mknącą rano do pracy autobusem linii ...



wtorek, 9 września 2014

We wtorek o poniedziałkach :)

Wczorajszy dzień - pełen wrażeń i emocji sprawił, że sobie solennie postanowiłam nie narzekać więcej na poniedziałki :)
Kurka wodna... Od wczoraj lubię poniedziałek. Koniec. Kropka.

Nowy tydzień - nowe plany.

Dzisiaj tryskam energią. Wena twórcza nie odstępuje mnie nawet na krok. Wieczorem pójdę pobiegać.

Życie jest piękne, chociaż czasami sobie z nas chichocze - prawie tak, jak w komedii Chmielewskiego z 1971 r. nawiasem mówiąc uwielbiam komedie z minionej epoki :)



środa, 3 września 2014

Internet

Taka mała ciekawostka, znaleziona przypadkowo w sieci:
http://kotarbinski.wordpress.com/2014/08/30/foto-z-szopy/

Interesujący artykuł, warto przeczytać.

Swoją drogą, coraz mniej lubię czasy, w których przyszło mi funkcjonować. Ludzie byli o wiele szczęśliwsi bez smartfonów, tabletów i innych wynalazków. Podwórka pełne były radośnie dokazujących dzieci. Aby spotkać się ze znajomymi nie trzeba było się z nimi umawiać z kilkudniowym wyprzedzeniem. Zaproszenie na kawę obejmowało kawę, a nie stół uginający się pod furą jedzenia. Żyliśmy ze sobą, a nie obok siebie i na pokaz. Nie potrzebowaliśmy zasieków w postaci domofonów, dwumetrowych żywopłotów, monitoringu itp.
Paradoksalnie -  wtedy nikt nie musiał obawiać się o swoją prywatność, chyba, że miał na sumieniu to i owo.

Nie posiadam smartfona ani internetu w komórce. Ostatnio ograniczyłam działalność na Facebooku.

Życie jest w prawdziwym świecie: w moim domu, w domach moich krewnych i znajomych (PRAWDZIWYCH znajomych a nie wirtualnych), na ulicy, w pracy, na uczelni. Życie pachnie kawą w moim ulubionym pubie. Smakuje jak świeży precel z sezamem.

Gdybym mogła w magiczny sposób wpłynąć na postęp techniczny, to chciałabym, aby telefon służył wyłącznie do dzwonienia i ewentualnie do wysyłania SMS-ów.

Nie twierdzę, że Internet to samo zło - wszak ułatwia mi życie: mogę szybciej i łatwiej zapłacić rachunki, wysłać powieść do wydawcy bez konieczności drukowania jej i zanoszenia na pocztę. Uważam jednak, że znaczna część ludzkości źle wykorzystuje jego potencjał. Ot, taka mała refleksja - w nawiązaniu do wczorajszego tematu o zdjęciach, które przestały się wyświetlać na moim blogu. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.


Wczoraj wspomniałam o znajomej, której ktoś ukradł zdjęcia na facebooku - sprawa miała ciąg dalszy, gdyż po próbie interwencji w tej sprawie zostało zablokowane konto... poszkodowanej, a złodziejka tożsamości miała się dobrze. Trzeba było naprawdę wiele zachodu, aby dziewczyna odzyskała swój facebookowy profil - musiała UDOWODNIĆ, że naprawdę jest sobą!

Żałosne.




poniedziałek, 1 września 2014

Hokus pokus

Czary mary
Hokus pokus

...i gdzieś wyssało większość zdjęć, które opublikowałam na blogu.
Może to jakiś znak?
Może najwyższa pora zniknąć z wirtualnego świata tak, jak przestałam pojawiać się na Facebooku?
Właściwie, jakby się tak bliżej zastanowić - internet to zło. Błędnie interpretowana wolność słowa służy hejterstwu i szerzeniu nienawiści. Ostatnio czytałam o tym bardzo interesujący artykuł - niestety nie zalinkuję, bo nie pamiętam gdzie go znalazłam.

A może wyparowanie zdjęć ma mnie uchronić przed tym, co przydarzyło się jednej z moich koleżanek? Otóż jakaś dziewczyna (zakładam, że nie chłopak) "pobrała" sobie jej zdjęcie profilowe z Facebooka oraz zdjęcie z tła i stworzyła sobie fikcyjną tożsamość, publikując fotografie przedstawiające moją znajomą jako własne. Obrzydliwość. Po co?

Trochę mi żal fotorelacji ze spotkań autorskich - może kiedyś jak będę miała czas i chęci (Ha! Ha! Ha! Sama w to nie wierzę.) to uzupełnię braki?

Na razie brak mi czasu i gdyby nie to, że dostałam wiadomość od jednej z Was - Czytelniczki mojego bloga - to zapewne nie zauważyłabym, że zdjęcia diabli wzięli.

Do "napisania" - kiedyś w przyszłości.
Wiem - powinno być do "zobaczenia", ale przecież to Internet :) - ja Was nie widzę chociaż wiem, że czasami tutaj zaglądacie.