wtorek, 23 grudnia 2014

Boże Narodzenie

Życzę Wam, aby cudowna atmosfera wigilijnego wieczoru przyniosła spokój i radość. Niech każda chwila świąt Bożego Narodzenia przepełniona będzie ciepłem rodzinnym oraz szczęściem, a Nowy Rok obdaruje wszystkich pomyślnością.


piątek, 12 grudnia 2014

Radosnych wieści ciąg dalszy

Mówiłam Wam w poniedziałek, że czekam na miłą przesyłkę?
Mówiłam :)
Doczekałam się!

Mam przyjemność pochwalić się, że właśnie podpisałam kolejną umowę wydawniczą na 2015 rok. Jestem nieprawdopodobnie szczęśliwa.

Dla porządku mogę już zapowiedzieć, że w przyszłym roku ukażą się następujące powieści mojego autorstwa (kolejność jeszcze nie jest pewna w 100%):

  • Bańki mydlane
  • Tam, gdzie rodzi się miłość
  • Tam, gdzie rodzi się zazdrość
  • Zanim odszedł (tytuł roboczy)
Zaglądajcie więc moi drodzy do księgarń oraz bibliotek, a później czytajcie, czytajcie, czytajcie...



 źródło obrazka: http://old.wielka-wies.pl/197,114,885,V-Miedzyszkolny-Konkurs-Ortograficzny-O-ZLOTE-PIORO-WOJTA-GMINY-WIELKA-WIES.aspx

niedziela, 7 grudnia 2014

Poniedziałek rano

Pozytywna myśl na dzisiejszy poranek?

To będzie naprawdę dobry tydzień - ta kwestia nie ulega dyskusji, bowiem czekam na przyjemne wieści :) 

Z bieżących informacji:
  • Odezwało się do mnie kilka osób, które są zainteresowane, jeśli nie patronatem, to przynajmniej wsparciem informacyjnym dla "Baniek mydlanych"
  • "Bańki mydlane" są aktualnie w korekcie
  • "Tam, gdzie rodzi się miłość" czytam wersję ostateczną - złożoną i gotową do druku
  • "Tam, gdzie rodzi się zazdrość" czeka na swoją kolej w Wydawnictwie
  • Czekam na listonosza z Bardzo Ważnym Listem :)
  • W wolnych chwilach nanoszę poprawki w tekście o roboczym tytule "Cappuccino z cynamonem" (w tym miejscu przesyłam gorące pozdrowienia dla moich Czytelników z Sieradza) - mam nadzieję, że wcisnę się z tą powieścią na rynek pod koniec przyszłego roku - ot, taka niespodzianka dla Wydawcy, bo jeszcze z nikim nie "dogadywałam się" w sprawie tego tekstu. Jest o czym gadać, bo to ok. 600.000 znaków humoru, miłości, rozterek oraz... kryzysów wieku średniego. Wszystko to w malowniczej scenerii: Krakowa, Niepołomic oraz Sieradza
  • Mam pomysły na kolejne powieści, w tym jedną opowieść rodzinną (ale nie sagę!) z wydarzeniami  historycznymi w tle, oraz romans obyczajowy z sekretami i grzeszkami z przeszłości :)

Dzieje się, dzieje :)

Nic więc dziwnego chyba, że moje poranne samopoczucie oscyluje pomiędzy niesamowitym entuzjazmem, a czymś na kształt tego:

 

źródło: http://demotywatory.pl/3392968/Kazdego-ranka/Kazdego-ranka

środa, 3 grudnia 2014

Ludzie listy piszą...

Miałam wczoraj prawdziwie wariacki dzień. Całe popołudnie w biegu i mnóstwo rzeczy do zrobienia. Wróciłam do domu późnym wieczorem, a tam czekała na mnie przemiła niespodzianka: list od Czytelniczki. Nie zacytuję go, gdyż tajemnica korespondencji to rzecz święta. Niemniej jednak pokuszę się o cytat, który skradł mi wczoraj serce:

"Szanowna Pani!
Ten zwrot jakoś mi do Pani nie pasuje.
Dzień dobry, moja Dziewczyno z Warkoczem! Tak lepiej..."

Później wiele ciepłych słów - jakże potrzebnych w te chłodne, grudniowe dni. Uśmiech mi schodzi mi z ust :)
Wzruszona i szczęśliwa...

Dziewczyna z warkoczem :)


Patron medialny potrzebny od zaraz :)

Nigdy wcześniej tego nie robiłam, ale sprawa jest wyjątkowa, gdyż chodzi o "Bańki mydlane" i pomoc dla TPCh Hospicjum im. św. Łazarza, szczegóły akcji: Pomoc dla Hospicjum . Poszukuję patrona medialnego lub honorowego dla powieści, ale nie w blogosferze, ponieważ ten już mam. W ostatnich dniach napisałam e-maile do kilku instytucji oraz lokalnych mediów i teraz czekam cierpliwie na reakcję.

Pierwsza jaskółka w tym temacie pojawiła się już wczoraj, lecz na razie ani słóweczka nie pisnę, aby nie zapeszyć :)

Gdyby jednak znalazł się wśród Was ktoś, kto ma możliwość pomocy, to zapraszam do współpracy.

Trzymajcie kciuki dobrzy ludziska za powodzenie mojej akcji. W tym roku do Świętego Mikołaja mam ogromną prośbę:

Spraw, aby dar mojego serca, dzięki ludziom dobrej woli dotarł do jak największej liczby Czytelników - dzięki temu pomoc dla chorych będzie większa.


źródło obrazka:http://www.tapeciarnia.pl/186898_dlon_serce_chmury.html

wtorek, 2 grudnia 2014

Kalendarz adwentowy Magdaleny Kijewskiej

Właścicielka bloga "Przegląd Czytelniczy" wpadła na ciekawy sposób promowania autorów. Otóż postanowiła nas (tak, tak: nas, bo i mnie spotkał ten zaszczyt) odpytać na okoliczność spędzania świąt Bożego Narodzenia. Jaki był tego efekt, przeczytacie tutaj: http://przeglad-czytelniczy.blogspot.com/2014/12/edyta-swietek-swieta-u-swietkow.html



Foto: ja we własnej, chociaż "troszkę" odmłodzonej postaci w towarzystwie dobrze znanego wszystkim Świętego Mikołaja (archiwum domowe)

Jeszcze raz o Sieradzu...

... a raczej tym razem, to Sieradz o mnie :)

http://www.mbpsieradz.pl/index.php?option=com_content&view=article&id=639:zakrcony-wiat-edyty-witek-spotkanie-autorskie&catid=1:nowiny&Itemid=1

Polecam krótką relację ze spotkania autorskiego.

poniedziałek, 24 listopada 2014

Poniedziałek to najlepszy dzień tygodnia

Od jakiegoś czasu lubię poniedziałki. Nowy tydzień, nowe wyzwania, nowe perspektywy. Zamiast listy pobożnych życzeń, zwanych marzeniami - cele do realizacji. 

Za oknem świeci nisko zawieszone, listopadowe słońce. Na biurku stoi kubek z gorącą herbatą.
Pracuję.
Krótka przerwa na relaks i przepływ pozytywnej energii.

Życie jest piękne.

Tak niewiele trzeba, aby to poczuć. Wystarczy trochę zmienić priorytety. Zrobić coś nie dla siebie, lecz dla innych.

sobota, 22 listopada 2014

Życie nie tylko po to jest, by brać


 "Życie nie tylko po to jest, by brać" (Stanisław Sojka)

Moi drodzy Czytelnicy,
jako autorka często jestem proszona o wspomaganie różnego rodzaju akcji charytatywnych. Z całego serca chciałabym pomóc wielu ludziom oraz organizacjom, lecz nie jest to możliwe. Postanowiłam więc, że wybiorę jedną instytucję, którą będę wspierała na miarę moich możliwości. 

Decydując się na wydanie powieści p.t. "Bańki mydlane" postanowiłam, 
że całość mojego wynagrodzenia autorskiego, objętego umową wydawniczą, pochodzącego ze sprzedaży niniejszej powieści, zostanie przekazana na konto
 Towarzystwa Przyjaciół Chorych „Hospicjum im. św. Łazarza w Krakowie” http://www.hospicjum.krakow.pl/  . 

Książka ukaże się nakładem Wydawnictwa Szara Godzina i na początku lutego 2015 r będzie dostępna w księgarniach. Jak tylko uzyskam informację o dokładnej dacie premiery, to podam ją do wiadomości.


Dlaczego mój wybór padł właśnie na tę instytucję?
29 września 1981 r Towarzystwo Przyjaciół Chorych „Hospicjum im. św. Łazarza w Krakowie” uzyskało osobowość prawną i od tego dnia datuje się oficjalnie początek działalności. Jest to instytucja gromadząca ludzi o wielkich sercach, których celem nadrzędnym jest niesienie pomocy osobom ciężko chorym oraz ich rodzinom. Jak ważne jest funkcjonowanie takich organizacji w społeczeństwie nie muszę chyba mówić  - nikt z nas nie jest w stanie przewidzieć przyszłości swojej oraz ludzi, których kocha.

Podczas wizyty, którą złożyłam niedawno w Hospicjum, niesamowicie poruszyło mnie ogromne zaangażowanie osób związanych z jego działalnością. Nie jestem w stanie opisać uczuć, które towarzyszyły mi, gdy p. Kinga  oprowadzała mnie po obiekcie, opowiadając o działalności oraz potrzebach Towarzystwa.

Szczególny szacunek należy się wolontariuszom, którzy poświęcają czas i energię dla dobra potrzebujących. Szczerze podziwiam ludzi, którzy pochylają się nad chorymi, pielęgnując ich w chorobie.
Wolontariat to nie tylko opieka nad pacjentami, ale również pomoc w utrzymaniu obiektu w dobrym stanie, corocznej kweście na cmentarzach, prowadzenie akcji "Pola Nadziei"... Tam przydadzą się każde ręce oraz dobra wola.


Każdy z nas ma wewnętrzną potrzebę zrobienia czegoś dobrego. Dlatego dziękuję z całego serca każdej osobie, która nabędzie moją książkę oraz opowie o  tej akcji swoim bliskim. Niezależnie od tego proszę, nie poprzestawajcie tylko na tym - w każdej chwili możecie wesprzeć Towarzystwo bezpośrednio poprzez pracę lub datki na Ich rachunek bankowy.

Apeluję do wszystkich ludzi  wielkiego serca: pomagajmy tym, którzy cierpią, nie przechodźmy obojętnie obok potrzebujących.

"Beatius est magis dare quam accipere"
(więcej szczęścia jest w dawaniu niż braniu)



piątek, 21 listopada 2014

Okładka

Parę dni temu pisałam o prędkości światła. Cóż mogę jeszcze dodać w tym temacie?
Tempo prac Wydawnictwa jest oszałamiające, czego dowodem jest ta oto okładka:



projekt: Wydawnictwo Szara Godzina

Jestem szczęśliwa, bo w ostatnich dniach moje plany  uległy krystalizacji. Wierzę, że dzięki tej książce wydarzy się coś dobrego - mimo trudnej tematyki, poruszy Wasze serca.

czwartek, 20 listopada 2014

Małe listopadowe smuteczki

Troszkę mi smutno, bo w ostatnich tygodniach bardzo zaniedbałam bieganie. Właściwie, to nie robiłam tego od półmaratonu, w którym startowałam pod koniec października. Po biegu potrzebowałam kilku dni na regenerację, a później zaczęło mnie łapać choróbsko. Aby nie rozłożyć się na dobre przed spotkaniem z Czytelnikami w Sieradzu, poniechałam biegania. Później natomiast dopadło mnie zapalenie oskrzeli. Mimo tygodnia spędzonego bardzo grzeczniutko w łóżku (robiłam wtedy korektę do "Tam, gdzie rodzi się miłość" i kończyłam pisać "Tam, gdzie rodzi się zazdrość") nadal nie jestem w formie.

Nie wiem, kiedy znowu wybiorę się na bieżnię w Wieliczce (bieganie nocami po ulicy jest nierozważne).

Ja chcę biegać!!!

Buu...

piątek, 14 listopada 2014

Prędkość światła

Moi drodzy Czytelnicy!

Z niebywałą przyjemnością mogę się pochwalić, że dosłownie przed momentem podpisałam umowę na wydanie kolejnej powieści. Roboczy tytuł to "Bańki mydlane" - liczę na to, że Wydawnictwo  przychyli się do tego, aby go nie zmieniać.

Mam nadzieję, że "Bańki mydlane" będą czymś więcej niż tylko jeszcze jedną przeczytaną przez Was książką. Wiążę bowiem z tą powieścią pewne plany i jeśli tylko wszystko pójdzie po mojej myśli, to już niebawem napiszę o tym szerzej.

Na razie mogę tylko opowiedzieć o tym, jak doszło do zawarcia tej umowy i skąd tytuł posta "Prędkość światła".

Nieco ponad dwa tygodnie temu skontaktowałam się z Wydawcą "Madzi" w sprawie dotyczącej właśnie "Zakręconego życia Madzi Kociołek". Wydawca zagadnął mnie przy okazji, czy mam aktualnie jakiś tekst, który mogłabym mu zaproponować. Tak się składa, że kilka miesięcy temu napisałam niewielką objętościowo powieść. Od słowa do słowa zostałam poproszona o przesłanie streszczenia, a następnie tekstu. Wydawca obiecał mi, że skontaktuje się z mną mniej więcej po tygodniu, aby przedstawić mi swoją decyzję. Ku mojemu, bardzo przyjemnemu zaskoczeniu, decyzja dotarła po czterech dniach.

źródło obrazka:  http://www.wiz.pl/8,208.html


Hm... Sama jeszcze nie mogę w to uwierzyć :)

środa, 12 listopada 2014

Kropka

To fantastyczne uczucie, gdy stawia się kropkę po ostatnim zdaniu...

Skończyłam właśnie pisać "Tam, gdzie rodzi się zazdrość". Teraz czeka mnie jeszcze solidne sprawdzenie tekstu. Przede mną kilkukrotne czytanie, nim oddam go do oceny mojej najsurowszej recenzentce - cudowniej istocie, która subtelnie potrafi wytknąć każde niedociągnięcie, nie podcinając mi przy tym skrzydeł.

Szczęśliwa :)


Są takie miejsca, do których wraca się z prawdziwą przyjemnością.

W miniony piątek miałam przyjemność gościć na spotkaniu autorskim w Miejskiej Bibliotece Publicznej w Sieradzu.  

Serdecznie dziękuję:
 p. dyrektorowi Zbigniewowi Łuczakowi za zaproszenie, 
a pani Annie Baśnik - kustoszowi biblioteki za zorganizowanie spotkania.

Z panem Zbigniewem Łuczakiem

 (foto dzięki uprzejmości Z. Łuczak)

Z panią Anną Baśnik

(foto: archiwum prywatne)

Sieradz to miejsce szczególnie bliskie mojemu sercu, ponieważ tam odbyło się moje pierwsze spotkanie z Czytelnikami. Do dziś pamiętam serdeczne przyjęcie z jakim wówczas się potkałam, więc ponowne zaproszenie bardzo mnie ucieszyło.

Byłam nieprawdopodobnie szczęśliwa i bardzo mile zaskoczona, gdy okazało się, że wiele spośród przybyłych osób miałam okazję spotkać trzy i pół roku temu - nadmienię, że wówczas gościłam w dwóch innych filiach bibliotecznych. Dla autora możliwość ponownej wizyty w tym samym miejscu jest niebywałym przeżyciem.


  (foto dzięki uprzejmości Z. Łuczak)

Szczególnie wzruszyła mnie p. Stanisława - emerytowana dyrektorka gimnazjum oraz polonistka, która nie tylko bardzo ciepło wspominała nasze poprzednie spotkanie, ale również dodała mi skrzydeł, komentując moją działalność literacką. To zaszczyt i przyjemność, gdy doświadczona polonistka tak pochlebnie ocenia moją twórczość.

Ponieważ Biblioteka w Sieradzu posiada w swoich zasobach cały mój dorobek, a moja pierwsza wizyta w tym uroczym mieście odbyła się tuż po wydaniu "Wszystkich kształtów uczuć", tym razem postanowiłam skupić się na omówieniu moich dwóch ostatnich powieści: "Zakręconego życia Madzi Kociołek" oraz "Cieni przeszłości".
 


(foto: archiwum prywatne)

Jako pierwszą zaprezentowałam powieść "Cienie przeszłości", która budzi wśród Czytelników duże zainteresowanie. Rozmawialiśmy na tematy poruszone na jej kartkach: agresywnej karierze zawodowej oraz drugiej szansie, która pojawiła się w życiu bohaterki. Mimo, że znaczna część obecnych na spotkaniu osób zdążyła już zapoznać się z powieścią, na zachętę dla niezdecydowanych przeczytałam kilka fragmentów książki.

W przerwie pomiędzy omawianiem "Cieni przeszłości" a "Zakręconego życia Madzi Kociołek" opowiadałam Czytelniczkom o moich najbliższych planach wydawniczych, a w szczególności o projekcie "Bańki mydlane", który już niebawem omówię tutaj szerzej. Ponieważ wzmiankowany projekt związany jest z nowotworami, zachęcałam panie do przeprowadzania profilaktycznych badań.

Część prelekcyjną zakończyłam optymistycznym akcentem, czyli krótkim omówieniem przygód Madzi Kociołek. Wspomniałam o idei, która przyświecała mi podczas pisania tej satyrycznej historii - zwróceniu uwagi na coraz poważniejszy problem społeczny, jakim są zagrożenia płynące z sieci internetowej. Dyskutowaliśmy na temat niefrasobliwego publikowania fotografii oraz informacji na własny temat na różnych portalach i konsekwencji, które mogą z tego wynikać. Mimo że "Zakręcone Madzi Kociołek" jest na pierwszy rzut oka lekką humorystyczną opowieścią, zawsze podkreślam, że jest to lektura nie tylko dla dorosłych pań, ale również dla dziewcząt ze starszych klas gimnazjalnych i liceum. Mam nadzieję, że po przeczytaniu tej książki przynajmniej część Czytelników zacznie rozważniej korzystać z Internetu.

Moja wspaniała publiczność - kochani, serdecznie dziękuję za Waszą obecność mimo niesprzyjających warunków pogodowych.




(foto: archiwum prywatne)

















 (foto dzięki uprzejmości Z. Łuczak)

Chwile takie jak te na zawsze utrwalają się zarówno w pamięci jak i w sercu. Kończąc spotkanie z gościnnymi mieszkańcami Sieradza, powiedzieliśmy sobie "do zobaczenia niebawem". Mam nadzieję, że to nie była moja ostatnia wizyta wśród tych sympatycznych ludzi. Podczas pamiętnej wizyty w 2011 roku obiecałam Czytelnikom, że napiszę powieść, gdzie przynajmniej jeden epizod ma miejsce w Sieradzu. Z ogromną przyjemnością mogłam więc powiedzieć, że udało mi się wywiązać z tej obietnicy i planuję w połowie przyszłego roku wysłać do wydawnictwa propozycję pod roboczym tytułem "Cappuccino z cynamonem". Drodzy Państwo - trzymajcie więc kciuki za to, aby moje palny zostały zrealizowane.

Wracałam do domu naładowana ogromem pozytywnej energii, wciąż przeżywając zaczarowane chwile, które spędziłam w Sieradzu.

Na zakończenie pragnę pochwalić się pięknym upominkiem, jaki otrzymałam od pani Anny Baśnik. Jest to tomik poezji jej autorstwa zatytułowany "Slajdy". Do projektu okładki oraz zilustrowania utworów wykorzystane zostały grafiki wykonane przez syna pani Anny - Pawła. Serdecznie polecam wszystkim miłośnikom poezji sięgnięcie po te pozycję - niesie ze sobą niesamowity przekaz. W najbliższym czasie napiszę na ten temat znacznie więcej.




poniedziałek, 10 listopada 2014

Długi weekend

Uff... Strasznie intensywny jest dla mnie ostatni kwartał AD 2014.


Pięć minut temu odesłałam do Wydawnictwa tekst po pierwszej korekcie. Chciałabym powiedzieć, że teraz będę mogła leżeć do góry brzuchem i gapić się w sufit (zapalenie oskrzeli nie pozwala na gapienie się w niebo, a szkoda, bo pogoda jest niemalże wiosenna, chociaż za nami już 1/3 listopada).
Niestety, nic z tego, gdyż teraz pora zabrać się za wykończenia w tekście "Tam, gdzie rodzi się zazdrość".
A później czeka mnie zapewne jeszcze jedna korekta,
i jeszcze jedna...
i...
I coś, o czym chciałabym już krzyczeć na głos, lecz póki nie będę miała namacalnego dowodu, że mój kolejny cel wszedł w fazę werbalizacji - milczę.

A póki co, pieszczę w sercu wspomnienia z Sieradza - szczegółowa relacja ze spotkania autorskiego będzie niebawem - czekam tylko na zdjęcia :)

sobota, 8 listopada 2014

Wieści niemalże z ostatniej chwili :)

Wczoraj wieczorem w mojej skrzynce e-mailowej pojawiła się bardzo miła wiadomość z Wydawnictwa Replika. Nareszcie mogę się pochwalić, że przyszłym roku ukaże się dwuczęściowa powieść mojego autorstwa - o podpisaniu umowy na tę książkę informowałam kilka tygodni temu, o tutaj : http://edyta-swietek.blogspot.com/2014/09/uwielbiam-takie-poniedziaki.html oraz tutaj: http://edyta-swietek.blogspot.com/2014/11/intensywnie.html

Ostatnie kilka dni minęło bardzo intensywnie, czego owocami są:
  • Ustalenie tytułów dla manuskryptu
  • Korekta redakcyjna, nad którą właśnie pracuję
  • Zmiana decyzji Wydawcy - zamiast w cyklu "Zakochana Replika" moje powieści otrzymały własny layout
  • Projekt okładek dla obydwu części - przyznaję, że nie mogę się na niego napatrzeć, i co jakiś czas ulegam pokusie zerknięcia na niego :) 


poniedziałek, 3 listopada 2014

Intensywnie

Czas zdaje się przyspieszać - jak to zazwyczaj bywa pod koniec roku. Wiem, że nawet się nie obejrzę, gdy przyjdą święta, a po nich Nowy Rok z nowymi wyzwaniami.

Ostatnio żyję w takim biegu, że nawet nie zauważam, kiedy mijają kolejne dni.

Otrzymałam z Wydawnictwa Replika tekst po pierwszej korekcie - na nudę więc nie narzekam. To ostatni dzwonek na to, aby coś zmienić, przerobić, poprawić. W moim przypadku redakcja oznacza redukcję tekstu :) Mamy już także wstępnie ustalony tytuł dla tegoż właśnie romansu. Wstępnie wiadomo, że ukaże się on na przełomie lutego i marca. Póki co, jeszcze nie podaję do wiadomości, poczekam z tym, aż dostanę projekt okładki. Nadmienię tylko, że powieść ewidentnie należy do gatunku romansów, chociaż jest w niej również trochę wątków bardziej kryminalnych. Tym razem moim zamiarem było napisanie lekkiego czytadła dla pań. Wiem, że powieść zostanie wydana w cyklu "Zakochana Replika".

To nie wszystkie dobre wieści, lecz o tych innych póki co jeszcze nie wspomnę - sama jeszcze nie dowierzam ;)

czwartek, 30 października 2014

Targi Książki Kraków 2014 okiem...

... nie, nie - tym razem nie autora, a czytelnika :)

Wiem, że gdybym zwróciła się do Wydawcy, to podobnie jak w zeszłym roku, tak i tym razem zapewniłby mi udział w targach. Zwłaszcza, że Kraków mam o rzut beretem (na skróty to ok 15 km).
Postanowiłam jednak, że w tym roku odwiedzę Targi anonimowo, jak przeciętny czytelnik. Odstałam więc swoje w kolejce do kasy, która w sobotnie południe osiągnęła zapewne apogeum i drogą kupna uzyskałam bilet wstępu. Samo stanie w kolejce trwało dobre pół godziny, może nawet nieco dłużej.

Faktycznym powodem, dla którego zdecydowałam się na wizytę w hali Expo była chęć ponownego spotkania z autorką Ałbeną Grabowską oraz blogerką-recenzentką Kasią Drobot. Serio - wybrałam się na targi wyłącznie dla tych dwóch sympatycznych dziewczyn. Od pierwszej pozyskałam dedykację w jej najnowszej powieści pt. "Stulecie Winnych" (I tom sagi), Kasi już dawno temu obiecałam, że przy najbliższej okazji uzupełnię jej recenzencki egzemplarz "Cieni przeszłości" o dedykację. Tak więc upiekłam dwie pieczenie na jednym ogniu.

Spotkania z obydwoma dziewczynami - chociaż w biegu - były bardzo przyjemne.

Ałbenę uważam za jedną z najlepszych polskich autorek: utalentowaną, obdarzoną niebywałym potencjałem i inteligencją. Ponieważ jestem już po lekturze wszystkich jej powieści, które ukazały się drukiem, mogę z dumą powiedzieć, że jej blurb na okładce mojej książki jest prawdziwym zaszczytem.

Kasia Drobot jest natomiast uroczą młodą damą, dla której czytanie to życiowa pasja. Miałyśmy okazję poznać się na moim spotkaniu autorskim w Jadownikach i od tamtej pory (właściwie to nawet wcześniej) jesteśmy w stałym, bardzo serdecznym kontakcie. Było mi więc bardzo miło, że Kasia przywiozła na targi "Cienie przeszłości".

Ponadto w tłumie kłębiącym się po hali wystawienniczej wypatrzyłam Beatę Andrzejczuk - autorkę powieści dla nastolatek, Basię Sęk oraz Renatę Kosin (autorki). Nieomal zderzyłam się z czarującym Piotrem Rubikiem, który przedzierał się na swoje stoisko, aby podpisywać bajki dla dzieci.

Pominę milczeniem celebrytów, którzy również i w tym roku stawili się bardzo licznie, aby  swoją olśniewającą obecnością przyćmić szare sylwetki autorów - tu i ówdzie dźgnął mnie w oko widok twarzy znajomej z TV oraz tabloidów.

Ku mojemu zaskoczeniu, w tym morzu ludzi zostałam wyłowiona przez blogerkę Asię Szarańską - przesympatyczna, bardzo ciepła dziewczyna. Bardzo się cieszę z tego spotkania i żałuję, że nie było więcej czasu na pogaduchy. Asia była na targach wraz ze swoim małżonkiem - nomen omen noszącym takie samo imię jak moje szczęście ślubne :)


Wieczorem spotkałam się na czymś w rodzaju after party z pisarzem Romkiem Pawlakiem oraz między innymi autorkami Basią Sęk, Ewą Bauer i paroma innymi osobami. Odbyliśmy interesującą rozmowę na temat wydawania, promowania się itp. Fantastyczny wieczór w pełni zrekompensował mi mniej przyjemne doznania z przedpołudnia, kiedy to zostałam doszczętnie wymaglowana w tłumie, nie wspominając o gigantycznej kolejce przed wejściem na targi :)


wtorek, 28 października 2014

Veni, vidi, vici!

I Cracovia Półmaraton Królewski przeszedł do historii.

Z perspektywy trzeciego dnia po imprezie,mogę śmiało powiedzieć, że bardzo chciałabym wystartować w takiej samej imprezie za rok. Organizatorzy spisali się na medal, aczkolwiek można by się przyczepić ciepłego posiłku, który zaserwowano nam po biegu. Trasa była naprawdę piękna - mimo mgły i wysiłku można było podziwiać Kraków w cudownych, jesiennych barwach. Pogoda dopisała  - było wprawdzie chłodno (ok. 3 stopnie na plusie), ale póki człowiek w biegu - zimno nie doskwiera. Zimno nie doskwierało również łabędziom pływającym po Wiśle:



Było ciężko - w końcu to 21 kilometrów i 97 metrów. Dla wytrawnych biegaczy (jak na przykład moje ślubne szczęście), którzy startują w maratonach jest to zapewne bułka z masłem. A ja... cóż... większość czasu spędzam przed komputerem w pracy lub w domu - pracując i pisząc powieści.

Trzy lata temu było nie do pomyślenia, abym przebiegła więcej niż 100 metrów. Ze sportem nie było mi po drodze. Powolutku obrastałam sobie w tłuszczyk, pokpiwając nawet z ludzi, którzy gonią nie wiedzieć w jakim celu. Owszem, marzyło się o ładnej smukłej sylwetce, lecz nic w tym kierunku nie robiłam. Kupowałam coraz większe sukienki, ze smutkiem wspominając czasy, gdy byłam wiotka jak trzcinka i nosiłam rozmiar 36. W końcu przyszedł moment, gdy trzeba było się zmobilizować i coś zmienić w swoim życiu. Proszę, oto efekt:

Meta 2 godziny 19 minut 44 sekundy
 
Międzyczasy:
5 km = 30 m 37 s
10 km = 1 h 2m 14 s
15 km = 1 h 35m 35 s
20 km = 2 h 11m 53 s 

Możecie kręcić nosami - Wy, którzy robicie ten dystans w czasie o połowę krótszym, ja jestem z siebie dumna - dałam radę :)


No, to startujemy, Kochani!


Start z Rynku Głównego. A jeśli wypatrzyliście na zdjęciu kobitkę w czerwonej kurtce i z czerwoną opaską na głowie - to właśnie jestem ja :)
 Pozdrowienia dla kibiców, którzy mimo chłodu dzielnie nas dopingowali :)



 Dzięki takim grupkom "bębniarzy" biegło się o wiele raźniej.


 Początek biegu - trochę ciasno póki co :)


Do mety ok. 17 km - kaaawał drogi.
 Tego pana muszę wyprzedzić :)

Kładka Ojca Bernatka - ulubione miejsce organizatorów krakowskich biegów ulicznych :)))


Rynek Główny - stąd startowałam, wróciłam tutaj po 15 km.


















Zamek królewski i bulwary we mgle. Biegniemy dalej.

 Dwudziesty kilometr. Damy radę, damy radę, damy...

Hura! Widzę metę!
 Ostatnie kroki...


Tak, tak! Ta żółta linia oznacza 21 km 97 metrów! Dałam radę! Hura!!!



Wszystkie fotografie pobrałam z galerii Maratonów Polskich: http://www.maratonypolskie.pl/mp_index.php?dzial=6&action=1&code=1


czwartek, 23 października 2014

Do zobaczenia w Sieradzu :)

Z prawdziwą przyjemnością chciałabym poinformować Czytelniczki oraz Czytelników z Sieradza, że już niebawem, na zaproszenie Miejskiej Biblioteki Publicznej będę gościem w Waszym uroczym mieście. Jest mi tym bardziej przyjemnie, że jest to już drugie nasze spotkanie i bardzo cieszę się na myśl o odwiedzinach u Was po upływie czterech lat.

Spotkanie pod hasłem "Zakręcony świat... Edyty Świętek" będzie oczywiście dotyczyło nie tylko powieści o Madzi Kociołek, ale również innych wydanych przez mnie książek ;)




A zatem - do zobaczenia w Sieradzu!

wtorek, 21 października 2014

Targi Książki Kraków 2014

Krótka informacja dla ewentualnych zainteresowanych: w tym roku się nie wybieram jako autor.

Mam zamiar wpaść na chwilę, aby spotkać się prywatnie z jedną z autorek (moim zdaniem pretendującą do elity polskiego pisarstwa - dla mnie jest po prostu bezkonkurencyjna, chociaż dopiero rozwija skrzydła) oraz jedną z blogerek - o ile ich terminy wizyt na targach nie będą  kolidowały z I Cracovia Półmaratonem.

http://www.zis.krakow.pl/pl/cracovia-maraton/cracovia-polmaraton-krolewski/i-cracovia-polmaraton-26-pazdziernika-2014-roku/

To będzie weekend w biegu. Obym tego nie żałowała, bo dystans wciąż uważam za poważny :)

piątek, 10 października 2014

W kratkę

Miniony tydzień zaowocował samymi dziwnymi wieściami - zupełnie, jakby cały świat zamierzał wpasować się w ponadczasową piosenkę z repertuaru Czesława Niemena:


Dziwnymi, ale niekoniecznie złymi.
Miałam na przykład bardzo miły telefon z Sieradza, gdzie przed paroma laty byłam na spotkaniu autorskim. to jedno z tych miejsc, które zawsze będę bardzo ciepło wspominać.

Było także parę zdarzeń, które przyprawiły mnie o konsternację, graniczącą z rozbawieniem, a wręcz niedowierzaniem. Naprawdę cieszę się, że od unoszenia w górę brwi ze zdumienia nie zmieniły one swojego położenia na zawsze. Może kiedyś napiszę o tym szerzej. Nie, nie będzie "może" - na pewno o tym napiszę :)))

Skutek ostatniego zamętu był taki, że gdy wpadłam przypadkowo na dawno niewidzianą przyjaciółkę z dzieciństwa, zamiast nagadać się ile wlezie, wymieniłyśmy tylko całusy i krótkie:
- Jak leci?
- Dobrze. A co u ciebie?
- Ok.
I teraz mi troszkę smutno, że nie wykorzystałam okazji, aby się nagadać do syta.

To spotkanie, mimo, że tak króciutkie, nasunęło mi jednak pewną refleksję: niewiele rzeczy dzieje się przez przypadek. Większość ma związek przyczynowo-skutkowy. Nie spotkałabym Beaty rano, gdybym zamiast czekać na tramwaj pobiegła do autobusu (lenistwo wzięło górę). Nie unosiłabym brwi ze zdumienia, gdybym była konsekwentna.

Moje rozkojarzenie z ostatnich dni wiąże się też z tym, że czekam na ważną wiadomość. Na szczęście ludzkość wymyśliła rozrywkę zwaną bieganiem, więc nie mam poczucia, że siedzę z założonymi rękami i tracę czas. No, bo tak właściwie siedzę :), a za moimi plecami stoi ten nieznośny diabełek, który ochoczo dźga mnie widełkami i namawia do twórczego lenistwa.
A co tam, skoro mam podpisaną umowę na wydanie książki (premiera w przyszłym roku), to mogę sobie pozwolić na rozprężenie. Jak już kiedyś wspomniałam, lubię stawiać sobie cele do zrealizowania. W związku z tym wiem, że już niedługo błogi spokój się skończy. korzystam więc z łaskawości ciepłego, złocistobrązowego października i leniuchuję tak, jak lubię najbardziej - w biegu :)

Cytat (niedosłowny) z "Wierszy zebranych" Jacka Podsiadło.

niedziela, 5 października 2014

Relaks

W świecie literackim chwilowo zapanowała cisza. Zrobiłam, co było do zrobienia :) Teraz odpoczywam. Wiem, że niebawem znowu trzeba będzie zabrać się do pracy - zaczną się korekty i różne sprawy organizacyjne. Już się cieszę na myśl o tym przyjemnym zawrocie głowy. A na razie relaks.

Biegam sobie - średnio co drugi dzień. Zbliżający się półmaraton zobowiązuje. Staram się wydłużać trasy. Wczoraj "zrobiłam" trzynaście kilometrów po dosyć stromych wzniesieniach. Ciężko było, ale za to jaka satysfakcja! Najgorzej jest pokonać pierwszych pięć kilometrów: wyrównanie oddechu, ustalenie tempa, wyciszenie diabełka w głowie, który kusi, aby sobie odpuścić. Później u ramion wyrastają skrzydła. Jest super. Bardzo przyjemne są chwile, gdy ktoś pomacha ręką albo się uśmiechnie.

Szkoda tylko, że tak mało biegaczy mijam na moich trasach, a przecież to taka przyjemna forma spędzania czasu. Na dodatek, prawie nic nie kosztuje: najważniejsze są wygodne, lekkie buty - i wcale nie muszą być "z górnej półki", dobrze też mieć odpowiednie, termoaktywne ubranie. I naprawdę nie potrzebne jest do tego endomondo i inne, rozpraszające bzdury :)


piątek, 3 października 2014

Z rozpędu...

Uff... Ogarnęłam najpilniejsze sprawy. Wierzę, że to ostatni raz, gdy byłam w aż takim "niedoczasie". Na szczęście tydzień temu zamknęłam kolejny etap w moim życiu - obroniłam pracę dyplomową! Bardzo nieskromnie pochwalę się, że z wyróżnieniem :)

Teraz nadszedł czas najwyższy, aby zająć się innymi sprawami. Ponieważ życie nie lubi próżni, a ja zawsze muszę mieć jakieś wyzwanie - cel, do którego dążę, postanowiłam zapisać się na półmaraton. Nie byle jaki, gdyż jest to I Cracovia Półmaraton.

Szczegóły:
http://www.zis.krakow.pl/pl/cracovia-maraton/cracovia-polmaraton-krolewski/i-cracovia-polmaraton-26-pazdziernika-2014-roku/

Będzie mi bardzo miło, jeśli ktoś potrzyma za mnie kciuki.

Wprawdzie wiem, że nie osiągnę jakiegoś powalającego wyniku (ucieszy mnie nawet 2 i 1/2 godziny), ale sam udział się liczy. Mam też dzięki temu motywację, aby moją standardową trasę koło klasztoru w Staniątkach (7,5 km) zamienić na dłuższe odcinki. Wczoraj przebiegłam ok. 10 km i gdyby nie to, że zapadał już zmierzch, a ja nie miałam przy sobie odblasków (poza tymi, które są wszyte w ubrania oraz buty do biegania), zapewne pobiegłabym dalej. Czułam się tak, jakbym miała skrzydła u ramion :) Gnałam przez wioski, słuchając muzyki i rozmyślając o planach na przyszłość - ze szczególnym uwzględnieniem książek.

Uwielbiam biegać - to oczyszcza umysł i pozwala na wyciszenie. Nie potrzebuję do tego żadnych gadżetów typu endomondo, nie mam ciśnienia, aby na bieżąco wrzucać na fejsa sweet-focie z trasy, osiągnięte czasy, zdjęcia moich butów i ciuchów. Biegam, bo lubię - ot, co.




poniedziałek, 15 września 2014

Uwielbiam TAKIE poniedziałki :)

Kochane Czytelniczki, drodzy Czytelnicy!
Jest radość. Nie mogę jeszcze zdradzić wszystkich szczegółów, ale myślę, że mogę się już pochwalić :)
Dzisiaj podpisałam umowę na wydanie kolejnej powieści.
Póki co, nie wymieniam tytułu, jaki będzie nosić "supernowa", gdyż na razie mamy wariant roboczy. O ile mi wiadomo, będzie zastąpiony innym. Uchylę rąbka tajemnicy, i powiem tylko tyle, że tym razem będzie to... romans z wątkiem kryminalnym.

Z całego serca dziękuję wszystkim, którzy trzymają za mnie kciuki - to dla Was, Kochani!



I jak tu nie lubić poniedziałku?



PS. W ubiegły poniedziałek dowiedziałam się, że Wydawnictwo "bierze" mój manuskrypt :)


piątek, 12 września 2014

Spóźnione wspomnienie wakacji

Tegoroczny urlop minął wyjątkowo szybko. Dwa tygodnie przeleciało jak jeszcze nigdy, a mnie pozostał gigantyczny niedosyt oraz masa spraw, na które zabrakło mi czasu. Stąd też dopiero teraz mikro wspomnienie wakacji, z których wróciłam (bagatela) ponad trzy tygodnie temu.

Pogoda nad Bałtykiem to prawdziwa loteria - w tym roku wylosowaliśmy lekki chłodzik i lodowato zimną wodę, do której można wejść wyłącznie po kolana. Wprawdzie byli śmiałkowie, którzy zanurzali się bardziej (miedzy innymi mój nastoletni syn), ale ja jestem stworzeniem ciepłolubnym, więc nie dla mnie takie uciechy.



Zamiast zaplanowanego wylegiwania się na plaży i słuchania huku fal rozbijających się o brzeg, było mnóstwo pieszych wycieczek: do Władysławowa i Jastrzębiej Góry. Chodziliśmy po kilkanaście (i więcej) kilometrów dziennie. Zafundowaliśmy sobie też taką przyjemność:



Szkoda, że następne wakacje dopiero za rok. Nie mogę się już doczekać!
A niech no tylko pogoda nie dopisze...


...skrzyknie się zgraję wikingów :)

czwartek, 11 września 2014

O czytaniu w autobusie :)

Lubię patrzeć na ludzi w autobusie/tramwaju. Niektóre obiekty są naprawdę INSPIRUJĄCE :) ale nie w tym rzecz. Dzisiaj chodzi mi o osoby, które czas podróży skracają sobie czytaniem. Na podstawie moich obserwacji, można podzielić te osoby na kategorie:
  • Czytelnik o wyrobionym guście literackim - zawsze ma w dłoni książkę tego samego gatunku/autora/serii. Pochłania ją jednym tchem, jest nieczuły na bodźce, skupiony tak, że można do niego strzelać. Taki ktoś czyta bez względu na to, czy ma miejsce siedzące, czy stoi wygodnie o coś oparty, czy "zwisa" z uchwytu. Zdarza mu się "przejechać" przystanek, na którym miał wysiąść.
  • Szpaner - obowiązkowo musi afiszować się okładką ambitnego dzieła. Niekoniecznie czyta - czasem po prostu gapi się w tekst lub okno. Zawsze jednak dba o to, aby tytuł lub autor został dostrzeżony przez współpasażerów.
  • Uczeń - wertuje notatki/podręczniki/lekturę - zazwyczaj dość nerwowo.
  • Pracoholik (blee - nie lubię tego słowa) - nawet w środkach komunikacji miejskiej ma nos wściubiony w dokumenty związane z wykonywaną pracą. Zakładam, że czytanie dziennika ustaw nie jest jej/jego pasją.
  • Gadżeciarz - czyta - nieważne co - ważne, że z czytnika. Zazwyczaj skupiony. Czyta wyłącznie, gdy ma miejsce siedzące (zakładam, że w grę chodzi strach o urządzenie).
  • Kategoria nienazwana (miałam zamiar napisać "wszystkolub", ale to nie pokrywałoby się z prawdą). W ich rekach można znaleźć absolutnie wszystko: literaturę popularną, piękną, podręczniki (!?), książki kucharskie, różnej maści publikacje religijne (niekoniecznie katolickie), bajeczki itp. generalnie literatura totalnie niedostosowana do wieku i płci. Niemal każdego dnia jest to inna książka. Czasami czytają ze skupieniem - widać nieznaczne zainteresowanie. Kiedy indziej gapią się w tekst z ewidentnym wyrazem obrzydzenia na twarzy (Na boga! Po co się tak katować?!)

Tak się teraz zastanawiam, czy takie czytanie masowo, niemalże hurtem jest jeszcze przyjemnością? Czy można delektować się książką, gdy czyta się ich takie ilości? Czy ktoś taki czyta z uwagą, wnikliwie, delektując się treścią? Czy może po prostu "przelatuje" wzrokiem tekst, nie zagłębiając się w detale i nie wnikając w to, co autor miał na myśli?

Ot po prostu - jeszcze jedna myśl, która nawiedza autorkę mknącą rano do pracy autobusem linii ...



wtorek, 9 września 2014

We wtorek o poniedziałkach :)

Wczorajszy dzień - pełen wrażeń i emocji sprawił, że sobie solennie postanowiłam nie narzekać więcej na poniedziałki :)
Kurka wodna... Od wczoraj lubię poniedziałek. Koniec. Kropka.

Nowy tydzień - nowe plany.

Dzisiaj tryskam energią. Wena twórcza nie odstępuje mnie nawet na krok. Wieczorem pójdę pobiegać.

Życie jest piękne, chociaż czasami sobie z nas chichocze - prawie tak, jak w komedii Chmielewskiego z 1971 r. nawiasem mówiąc uwielbiam komedie z minionej epoki :)



środa, 3 września 2014

Internet

Taka mała ciekawostka, znaleziona przypadkowo w sieci:
http://kotarbinski.wordpress.com/2014/08/30/foto-z-szopy/

Interesujący artykuł, warto przeczytać.

Swoją drogą, coraz mniej lubię czasy, w których przyszło mi funkcjonować. Ludzie byli o wiele szczęśliwsi bez smartfonów, tabletów i innych wynalazków. Podwórka pełne były radośnie dokazujących dzieci. Aby spotkać się ze znajomymi nie trzeba było się z nimi umawiać z kilkudniowym wyprzedzeniem. Zaproszenie na kawę obejmowało kawę, a nie stół uginający się pod furą jedzenia. Żyliśmy ze sobą, a nie obok siebie i na pokaz. Nie potrzebowaliśmy zasieków w postaci domofonów, dwumetrowych żywopłotów, monitoringu itp.
Paradoksalnie -  wtedy nikt nie musiał obawiać się o swoją prywatność, chyba, że miał na sumieniu to i owo.

Nie posiadam smartfona ani internetu w komórce. Ostatnio ograniczyłam działalność na Facebooku.

Życie jest w prawdziwym świecie: w moim domu, w domach moich krewnych i znajomych (PRAWDZIWYCH znajomych a nie wirtualnych), na ulicy, w pracy, na uczelni. Życie pachnie kawą w moim ulubionym pubie. Smakuje jak świeży precel z sezamem.

Gdybym mogła w magiczny sposób wpłynąć na postęp techniczny, to chciałabym, aby telefon służył wyłącznie do dzwonienia i ewentualnie do wysyłania SMS-ów.

Nie twierdzę, że Internet to samo zło - wszak ułatwia mi życie: mogę szybciej i łatwiej zapłacić rachunki, wysłać powieść do wydawcy bez konieczności drukowania jej i zanoszenia na pocztę. Uważam jednak, że znaczna część ludzkości źle wykorzystuje jego potencjał. Ot, taka mała refleksja - w nawiązaniu do wczorajszego tematu o zdjęciach, które przestały się wyświetlać na moim blogu. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło.


Wczoraj wspomniałam o znajomej, której ktoś ukradł zdjęcia na facebooku - sprawa miała ciąg dalszy, gdyż po próbie interwencji w tej sprawie zostało zablokowane konto... poszkodowanej, a złodziejka tożsamości miała się dobrze. Trzeba było naprawdę wiele zachodu, aby dziewczyna odzyskała swój facebookowy profil - musiała UDOWODNIĆ, że naprawdę jest sobą!

Żałosne.




poniedziałek, 1 września 2014

Hokus pokus

Czary mary
Hokus pokus

...i gdzieś wyssało większość zdjęć, które opublikowałam na blogu.
Może to jakiś znak?
Może najwyższa pora zniknąć z wirtualnego świata tak, jak przestałam pojawiać się na Facebooku?
Właściwie, jakby się tak bliżej zastanowić - internet to zło. Błędnie interpretowana wolność słowa służy hejterstwu i szerzeniu nienawiści. Ostatnio czytałam o tym bardzo interesujący artykuł - niestety nie zalinkuję, bo nie pamiętam gdzie go znalazłam.

A może wyparowanie zdjęć ma mnie uchronić przed tym, co przydarzyło się jednej z moich koleżanek? Otóż jakaś dziewczyna (zakładam, że nie chłopak) "pobrała" sobie jej zdjęcie profilowe z Facebooka oraz zdjęcie z tła i stworzyła sobie fikcyjną tożsamość, publikując fotografie przedstawiające moją znajomą jako własne. Obrzydliwość. Po co?

Trochę mi żal fotorelacji ze spotkań autorskich - może kiedyś jak będę miała czas i chęci (Ha! Ha! Ha! Sama w to nie wierzę.) to uzupełnię braki?

Na razie brak mi czasu i gdyby nie to, że dostałam wiadomość od jednej z Was - Czytelniczki mojego bloga - to zapewne nie zauważyłabym, że zdjęcia diabli wzięli.

Do "napisania" - kiedyś w przyszłości.
Wiem - powinno być do "zobaczenia", ale przecież to Internet :) - ja Was nie widzę chociaż wiem, że czasami tutaj zaglądacie.

wtorek, 5 sierpnia 2014

W krzyżowym ogniu pytań :)

Kolejny wywiad, tym razem na blogu Cyrysi: http://cyrysia.blogspot.com/2014/08/wywiad-z-edyta-swietek.html?showComment=1407233474691#c2665090273098158855

Przyznaję, że ilość pytań była zatrważająca, ale jak już zaczęłam na nie odpowiadać, to pochłonęły mnie do późnych godzin nocnych i miałam z tym świetną zabawę.
Dziękuję wszystkim osobom, które wzięły udział w tej formie kontaktu ze mną.

Przy okazji przypominam o jutrzejszym czacie na Facebooku:
https://www.facebook.com/events/1464464023808339/?fref=ts

piątek, 1 sierpnia 2014

Konkurs i nie tylko :)

Mój patron medialny, czyli Przegląd Czytelniczy wciąż w akcji :)

Na Facebooku trwa aktualnie konkurs, w którym do wygrania jest jeden z dwóch egzemplarzy powieści "Cienie przeszłości".
Zgłoszenia do konkursu: https://www.facebook.com/przegladczytelniczy/photos/a.581720245248152.1073741828.581214171965426/692575954162580/?type=1&theater

Parę dni temu Magdalena urządziła mi małe przesłuchanie. Jaki był tego efekt? Zapraszam do przeczytania wywiadu: http://przeglad-czytelniczy.blogspot.com/2014/07/edyta-swietek-pisze-dla-kazdego-kto-ma.html


niedziela, 27 lipca 2014

Śladami Kariny Rojewskiej :)

Piękny dzień. Wybrałam się dzisiaj z moimi dżentelmenami na małą wycieczkę do Krakowa. Ruszyliśmy śladami Kariny Rojewskiej (Cienie przeszłości).

Samochód porzuciliśmy na parkingu i na Kazimierz pomknęliśmy tramwajem :)

Najpierw obowiązkowy punkt programu (w powieści niestety go nie uwzględniłam), czyli wielka zapiekanka w "okrąglaku". A później piwo dla nas i cola dla nieletniego. A gdzie?


Chodźcie za mną, zaprowadzę Was.





Ciekawe, czy wewnątrz będzie tajemniczy mężczyzna z hipnotyzującym spojrzeniem?




Nie spotkałam nikogo znajomego, ale rower jak wisiał, tak nadal wisi :)





Kładka Ojca Bernatka  - ciekawe, czy wisi gdzieś tutaj kłódka z imieniem Kariny i...





Krótka chwila relaksu, oczywiście z książką :)





Schodzimy w dół, na Bulwary Wiślane, gdzie Karina tak bardzo lubiła biegać:




Zdjęcia - tradycyjnie - autorstwa męża mego :)