wtorek, 8 października 2013

Zmiana tematu :)

Ostatnio było tutaj dość monotematycznie: Madzia Kociołek oraz pasja biegania zdominowały moje wpisy. A przecież sama niedawno wspomniałam, że nie chciałabym dożywotnio zostać zaszufladkowana wyłącznie jako autorka humorystycznych opowieści, gdyż tak właściwie większość z tego, co napisałam znacznie odbiega od "Madzi" (kto czytał moje trzy wcześniej wydane książki dobrze o tym wie - żadna z nich nie jest taka "grzeczna").

Po kilku latach tworzenia do szuflady (nie wydałam nawet połowy tego, co napisałam) myślę, że najlepiej czuję się w klimacie romansu z wątkiem kryminalnym, aczkolwiek "Wszystkie cienie przeszłości" zdecydowanie bardziej ocierają się o thriller niż romans. Myślę, że jak już wydam tę książkę, to dla większości Czytelniczek (i Czytelników - tak, tak - panowie też czytają moje książki), które nie miały wcześniej styczności z moimi powieściami będzie to spore zaskoczenie - aby nie powiedzieć, że szok. Poniżej króciutki urywek tejże powieści.



W zaułku śmierdziało (...). Słychać było popiskiwanie przemykających wzdłuż muru szczurów. Takie obrzydliwe, ponure i ciemne miejsca są w każdym mieście, znajdują się tuż obok rzęsiście oświetlonych ulic z wystawami drogich sklepów. (...).

Młoda kobieta zaklęła niewybrednie, gdyż zdecydowanie nie należała do subtelnych aniołów, gdy postawiła stopę obutą w nowiutkie, zamszowe szpilki Ginno Rossi wprost w cuchnącą kałużę.

– Świetnie! Po prostu świetnie! Utytłałam nowe buty – jęknęła, usiłując w mroku oszacować rozmiar zniszczeń. Z jej ust wydobywały się kłęby pary, dowód na to, że z wolna zakradał się zapowiadany na noc przymrozek.

(...) Marzyła o tym, aby wrócić w ciepłe, przytulne objęcia swojego luksusowego mieszkania, nalać sobie kieliszek martini bianco, zapalić wonne kadzidła i zanurzyć się w wannie wypełnionej gorącą, aromatyczną wodą.

Marzyła także o tym, aby zapomnieć o wszystkich nieprzyjemnych rzeczach, które spotkały ją tego dnia, zwłaszcza o tej okropnej kobiecie, z którą starła się w ostrej kłótni – zresztą nie jedynej tego dnia. Starała się nie rozpamiętywać szczegółów przepychanki, to był najlepszy sposób na przetrwanie – nie myśleć, zapomnieć, skupić się na czymś miłym.

Uśmiechnęła się sama do siebie – hedonistka w każdym calu. Wszak życie służyło osiąganiu sukcesów, a te umożliwiały spełnianie różnych, kosztownych zachcianek.

Zaraz jednak uśmiech zgasł z jej twarzy. Jak mogła skupić się na przyjemnościach, skoro nawet Adam wyprowadził ją z równowagi? Czy odczuwał jakąś cholerną, sadystyczno-masochistyczną przyjemność w rozszarpywaniu ran, które obydwoje ponieśli?

"Adam, Wiktor, Michalina… Psiakrew! Dość jak na jeden cholerny dzień!"

Z zadumy wyrwało ją prozaiczne potknięcie się o nierówny bruk. Nawet nie chciała myśleć o tym, jak bardzo tym razem ucierpiały piękne buty. Rozejrzała się ze zniechęceniem. Od ruchliwej ulicy dzieliło ją jeszcze jakieś dwieście metrów. Wzdrygnęła się, widząc szczury oblegające rozsypane wokół kubła odpadki. W ciemnej ulicy słyszała niepokojące szelesty i dźwięki. Przycisnęła kurczowo torebkę żałując, że zamiast zachować rozsądek i udać się na przystanek tramwajowy lub wezwać taxi, wybrała samotny spacer podejrzaną okolicą. Odgłos szpilek odbijał się głośnym echem. Dziewczyna słyszała własny oddech i przyspieszony łomot serca.

Pisnęła z przestrachem, gdy spod jej stóp uskoczył, miaucząc przeraźliwie, wychudzony i wyleniały kocur.

– Szlag trafił! Co mnie podkusiło, żeby się tędy przedzierać? – wymamrotała do siebie. – Ależ tutaj cuchnie!

Po chwili jednak sprawa smrodu, brudnych butów oraz kota zeszła na dalszy tor, bowiem w mroku nieoświetlonej ulicy zamajaczyły nagle dwie barczyste sylwetki. Kobieta zawahała się przez moment, czy powinna iść dalej. Intuicja podpowiadała jej, że takie spotkanie w ciemnej ulicy może skończyć się kłopotami. Nerwowo obejrzała się przez ramię i zobaczyła jeszcze jedną ponurą postać. Miała towarzystwo.

– Psiakrew. Spokojnie, spokojnie. Po prostu ich wyminę – wyszeptała, usiłując dodać sobie odwagi. – Może nie będą mnie zaczepiać. W razie czego oddam im portfel i komórkę. To powinno załatwić sprawę – postanowiła.

Nie mogła sobie wyobrazić gorszego finału tego okropnego dnia, niż ewentualna napaść w ciemnej ulicy. W popłochu rozejrzała się, czy nie ma gdzieś potencjalnej drogi ucieczki, lecz z obydwu stron otaczały ją wysokie mury ogrodzeń, wejścia na zaplecza sklepów, kubły na śmieci i sterty kartonów. Nawet, gdyby zaczęła teraz krzyczeć, mimo że jeszcze nic złego się nie stało, wątpiła, aby ktokolwiek ją usłyszał. O tej porze nikt przy zdrowych zmysłach nie zapuszczał się w ten zaułek. O ucieczce nie mogło być mowy, a już z całą pewnością nie w szpilkach na dziesięciocentymetrowym obcasie. Gdyby przynajmniej nie były zapinane w okolicy kostki, to mogłaby zaryzykować zsunięcie butów i sprint boso przez cuchnące kałuże, była niezłą biegaczką, jednak na odpinanie paseczków nie było już czasu, gdyż niczym stado szczurów osaczyła ją podejrzanie wyglądająca gromadka.

– Śpieszysz się gdzieś, laluniu? – zagadnął jeden z zakapturzonych osobników.

Próbowała go bez słowa wyminąć, lecz nagle w mroku zalśniło ostrze noża. Poczuła na policzku chłodny dotyk stali.

– Ani słóweczka – powiedział złowieszczym szeptem typek, który w ułamku sekundy otoczył jej szyję ramieniem i zasłonił dłonią usta. Kobieta poczuła kwaśny posmak nieumytej dłoni, przesiąkniętej aromatem nikotyny.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz