wtorek, 26 marca 2013

O gustach się nie dyskutuje



Jakiś czas temu, mniejsza o okoliczności zdarzenia, otarłam się o dyskusję (otarłam, gdyż na swobodę wypowiedzi nie było szansy) na temat wydawnictw znanych jako Harlequin. Mniejsza o wnioski z tamtej "rozmowy", dla niniejszej notatki nie ma to większego znaczenia, gdyż zamierzam przedstawić wyłącznie mój subiektywny punkt widzenia.

Nie uważam Harlequin-ów za coś złego i wstydliwego. Dla mnie prawdziwym powodem do wstydu jest fakt przyznawania się do nieczytania książek w ogóle. W czasach, gdy wszystko podaje nam się w pigułce: krótkie posty internetowe, SMS-y, ikonografia wypierająca słowo pisane - jest dobrze, gdy ludzie w ogóle coś czytają. Coś więcej, niż przepis kulinarny na kolejne ciasto ściągnięty z Internetu. Ludzie czytają bardzo mało, coraz mniej i na domiar złego bez zrozumienia treści. Czytanie Harlequin-ów zapobiega zatem w jakiś sposób analfabetyzmowi wtórnemu - cecha in plus.

Parę lat temu, przebywając na urlopie wypoczynkowym, spędzanym w domu - nabyłam drogą kupna pakiet sześciu książeczek z tej serii - to moje jedyne prawdziwe spotkanie z Harlequin-ami, nigdy więcej nie przeczytałam ani jednego, natomiast w tamte gorące, letnie popołudnia dosłownie pochłonęłam tę pigułkę romansideł. Napisane były językiem lekkim, łatwym i przyjemnym. Każdy niósł ze sobą mini przesłanie: dobro musi zwyciężyć nad złem - cecha in plus.

Czego kobiety szukają w takich książkach?

Jakiś czas temu reklamowano je sloganem głoszącym, że książki Harlequin to ogrody miłości.

Życie kobiet - tutaj będę uogólniać: często takie szare i przytłaczające (praca, dom, dzieci, kryzys, kredyty itp.) potrzebuje jakiejś barwy: choćby nawet w postaci fioletowej czy różowej okładki książki ze słodko upozowaną parą zakochanych.

Żyjemy w XXI wieku (nie mylić z XIX!!!), kobieta wyzwolona ma prawo do zdrowego zainteresowania seksem i chyba lepiej, gdy szuka go na kartkach książki a nie w atakującej nas zewsząd pornografii. Zresztą czyż wielki Janusz L Wiśniewski nie opisywał precyzyjnie w swoich powieściach "momentów"? Czyż nie dlatego tak pokochały jego twórczość tysiące polskich kobiet? Czyż nie marzą kobiety o wielkiej namiętności, o mężczyźnie całującym po rękach, potrafiącym poprzez dotyk zaprowadzić na szczyty rozkoszy?

Dlaczego żyjąc w XXI wieku wciąż nie potrafimy się do tego przyznać, że mamy swoje marzenia i fantazje, które niekoniecznie muszą znaleźć odbicie w realności?

Rada dla pań bardziej pruderyjnych: jeśli czytasz książkę i nie odpowiada Ci, że jest w niej scena erotyczna - masz wolność wyboru - zawsze możesz odwrócić kartkę i kontynuować czytanie od następnej strony. Sceny erotyczne nie mają wpływu na fabułę, są takim samym elementem powieści jak opis przyrody. Chyba, że jest to książka "Pięćdziesiąt twarzy Greya", ale akurat w tym konkretnym przypadku to Ty zdecydowałaś się na czytanie kontrowersyjnej książki, nikt Cię do tego nie zmuszał ]:->

Drogie kobiety - czytajcie książki!!!

Czy to będzie Harlequin, czy "Pięćdziesiąt twarzy Greya", czy słodka opowiastka o niewinnej i miłości, czy może romans wszech czasów "Przeminęło z wiatrem" czy literatura zgoła męska, twarda i pełna sensacji - CZYTAJCIE!!!

Po prostu czytajcie...


źródło obrazka: http://pl.123rf.com/photo_2371377_czynny-stare-ksiazki-bialym-tle-sepia-dzwonka-shallow-dof.html

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz